poniedziałek, 30 marca 2020

Rozdział dziewiąty. Komplikacji ciąg dalszy...

   Wielka Sala w Ilvermorny miała podobny układ jak ta w Hogwarcie, lecz żaden z uczniów nie przestrzegał tego, aby siedzieć przy stole przypisanym do jego domu. Każdy siedział tam, gdzie miał ochotę. Wyjątek stanowili nauczyciele, ale i ci czasami naruszali granice swojego stołu. Pomimo wczesnej godziny wielu uczniów już pałaszowało swoje śniadania. 
   –  Jak to się stało, że nie powiedziałaś rodzicom o tej wymianie? – Katniss spojrzała na Jenn, nie dowierzając w to, co przed chwilą usłyszała.
   – I tak pewnie zignorowaliby moją wiadomość – odpowiedziała, nawet nie podnosząc wzroku znad śniadania. – Oni do tej pory uważają, że magia jest wymysłem wyobraźni, a Hogwart to jakaś tajemnicza sekta.
   – Ale jakby nie patrzeć, to twoi rodzice…
   – Którzy zadecydowali o całym moim życiu.
   – Co masz na myśli?
   – Chcą, żebym poszła na mugolskie studia. Uważają, że skoro mają pieniądze, to mogą wkupić mnie na uniwersytet. Pomimo tego, że nie chodzę do liceum.
   – Masz jakiś plan na to wszystko?
   – W pewnym sensie tak.
   – W pewnym?
   – Tak. Jestem już pełnoletnia, zarówno w naszym jak i ich świecie. Już nie mogą mi dyktować, co mam robić.
   – Z tego, co mówisz, wynika, że nadal to robią.
   – I właśnie tutaj tkwi problem.  Póki z nimi mieszkam, mają ostatnie słowo.
   – Nie martw się. Kiedyś im to przejdzie – powiedziała współczująco Kat, po czym zajęła się swoim śniadaniem.
   Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz, pomyślała rudowłosa, smętnie spoglądając na położone przed nią jedzenie.
   – Cześć, nie przeszkadzamy?
   Jenn i Kat spojrzały na przybyłe osoby – dwie dziewczyny, prawdopodobnie w ich wieku. Jedna z nich była brunetką o głębokich niebieskich oczach, a druga blondynką o tajemniczych zielonych tęczówkach. W swoim towarzystwie wyglądały niczym Yin i Yang. 
   – To zależy – zaczęła Katniss. – Chcecie czegoś?
   – W zasadzie to tak – odpowiedziała blondynka. – Organizujemy spotkanie dla uczniów z wymiany, aby pomóc wam zaaklimatyzować się w naszej szkole.
   – I w sumie szukamy was wszystkich – brunetka rozejrzała się po sali. – Nie wiecie może, gdzie jest reszta?
   – Są dwie opcje. Pierwsza: pewnie jeszcze śpią, a druga… – zastanowiła się przez chwilę Katniss.
   – A druga opcja jest taka, że śpią – dokończyła za nią Jennifer.
   – Rozumiem. Jak tylko ich zobaczycie, przekażcie, że spotykamy się jutro o 19:00 na dziedzińcu.
   Gdy dziewczyny miały już odejść, blondynka odwróciła się w stronę Jennifer i Katniss.
   – Tak przy okazji, jestem Bonnie, a to Natalie. 
   – Jakbyście czegoś potrzebowały, możecie do nas zagadać – dodała Natalie, po czym obie ruszyły do wyjścia.
   – One mi kogoś przypominają – zagadnęła Jenn, do swojej przyjaciółki.
   – Naprawdę? 
   Rudowłosa spojrzała na Katniss. Jej wzrok ukazywał w tym momencie tylko jedno – pytasz, jakbyś nie wiedziała.
   – Jeśli masz na myśli nas, to nikt nie jest tak zdrowo kopnięty jak my – zaśmiała się Kat. – Jesteśmy jedyne w swoim rodzaju.
   – I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od podróży do Hogwartu.
   – No dobrze, ale to nie pora na wspominki – wzrok brunetki próbował wwiercić się w duszę Jenn. – No, to teraz, siostrzyczko, może porozmawiamy sobie o tobie, Brynnie i waszej miesięcznicy...


   Śniadanie trwało już jakiś czas. Widać było niezręczność, jeśli chodzi o kilkoro uczniów z wymiany. Jak wielu nastolatków, trzymali się głównie stworzonych przez siebie grupek. Tylko kilkoro z nich postanowiło poszerzyć swoje znajomości. Kiedy wszyscy spożywali swoje śniadanie lub rozmawiali z przyjaciółmi, dyrektor Ilvermorny dostojnym krokiem przeszedł na środek Wielkiej Sali.
   – Chciałbym prosić was o uwagę – jego donośny głos rozległ się po całym pomieszczeniu. – Jak już zdążyliście zauważyć, przybyło nam kilka nowych twarzy. Z tej okazji chciałbym ogłosić, że w najbliższy weekend odbędzie się bal na ich cześć.
   Duża część uczniów nie kryła zadowolenia.
   – Wiem, że czasu jest mało, więc ogłaszam, że lekcje w dniu jutrzejszym są odwołane. A teraz proszę rozejść się do klas. 
   – Co mamy pierwsze? – spytała Kat, kończąc zajadać się miską płatków kukurydzianych.
   – Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami, kotku – odpowiedział stający za dziewczyną Josh i pocałował ją w czubek głowy. – I w sumie tylko to.
   – Naprawdę?
   – Tak, ale dwie godziny.
   – Josh! Zabieraj dziewczyny i chodź wreszcie! – Leon stał w drzwiach, nerwowo spoglądając na zegarek. – Zaraz się spóźnimy!
   – To trzeba było tyle nie spać – powiedziała Jenn, gdy mijała blondyna.


   Sala wypełniła się po brzegi uczniami. W Ilvermorny lekcje przeprowadzano całym rokiem, a nie tak jak w Hogwarcie – z podziałem na domy. Wszyscy w skupieniu czekali ba przybycie profesora, gdy nagle w drzwiach pojawił się dobrze zbudowany mężczyzna o ściętych na krótko brązowych włosach i lekko zaróżowionej twarzy. Szybkim krokiem pokonał dystans do biurka stojącego na środku sali. Uważnym wzrokiem spoglądał na uczniów, a w szczególności na uczennice, uśmiechając się przy tym pod nosem.
   – Większość z was mnie zna, ale widzę tu też pełno nowych twarzy – spojrzał na zgromadzonych z szerokim uśmiechem. – Nazywam się Jasper Davis i jak już się pewnie domyśliliście, jestem waszym nauczycielem Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. – przeniósł wzrok na jedną z uczennic. – Macie jakieś pytania?
   – Ja mam pytanie – Katniss szybko podniosła rękę z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
   – Proszę, panno…?
   – Connors.
   – Ach. Uczennica z wymiany. Proszę, co to za pytanie?
   – Czy będziemy na pana zajęciach pobierać spermę od jednorożców? – spytała.
   Przez chwilę salę wypełniała głucha cisza, ale już po chwili rozległy się w niej śmiechy uczniów.
   – Żebyś ty była taka chętna w innych sprawach – szepnął jej do ucha Josh.
   – Zamknij się – syknęła w jego kierunku.
   – Em, no cóż... – profesor zrobił się trochę czerwieńszy. Odchrząknął, starając się zamaskować uśmiech. – Nie sądzę, by to było konieczne. Czy mogę teraz zadać pytanie tobie?
   Zawahała się przez moment
   – Oczywiście.
   – Jak sobie pani radzi z pismem runicznym?
   – Niezbyt, a o co chodzi?
   – Pytam, ponieważ uwielbiam czytać karne referaty uczniów napisane pismem runicznym. 
   – Przecież uczy pan opieki.
   – Owszem, dlatego referat będzie o różnicach między mantykorą i chimerą. Ma pani na to tydzień. Zrozumiano?
   – Tak – przyznała z pokorą.
   – Dobrze. Ktoś ma jeszcze jakieś pytanie?
   – Dlaczego jesteśmy w sali, a nie na zewnątrz? – spytał jakiś rudowłosy chłopak.
   – To jest dobre pytanie. Dlaczego jesteśmy tutaj, a nie na dworze? – zamyślił się przez chwilę. – Dzisiaj zajmiemy się smokami, jednak jak na razie będzie to teoria.
   – To nie wyjaśnia, dlaczego jesteśmy w sali – stwierdziła Natalie.
   – Zaraz wam wyjaśnię, tylko muszę zrobić jedną rzecz – machnął różdżką, a przed uczniami pojawiły się złożone na pół karteczki. – Na tych karteczkach jest napisane imię waszego partnera i nazwa smoka, którego będziecie musieli opisać. Reklamacji nie przyjmuję.
   Profesor rozsiadł się za biurkiem, zadowolony z tego, co postanowił. Był ciekaw, jakie rezultaty przyniesie ta współpraca. Rozejrzał się po uczniach szukających swoich partnerów.
   – Z kim jesteś? – zagadnęła Jenn swoją przyjaciółkę.
   Katniss zerknęła na karteczkę.
   – Z Natalie Rogers – szukała wzorkiem dziewczyny. – To chyba ta ze śniadania.
   – Możliwe, że to ona.
   – A ty, z kim jesteś?
   – Już sprawdzam – rudowłosa rozłożyła karteczkę. Z niedowierzaniem przeczytała, kto został jej partnerem. – Niemożliwe…
   – Powiedz.
   Jennifer ciężko westchnęła i podała karteczkę Katniss. Dziewczyna przeczytała nazwisko i domyśliła się, dlaczego jej przyjaciółka zmarkotniała.
   – Aaron…

   Josh wyrwał karteczkę Aaronowi.
   – No, pochwal się, z kim jesteś!
   Kiedy zobaczył właściwe imię, niemal wybuchnął śmiechem. Niemniej Drauffen nic sobie z tego nie robił. Od kilku minut nie potrafił zmyć z twarzy szerokiego uśmiechu.
   – No, idź do niej. Wiem, że tego chcesz – Josh, nie przestając się uśmiechać, lekko popchnął przyjaciela, aby ten podszedł do dziewczyny. Ten z lekkim uśmiechem podreptał do rudowłosej.
   – Cześć, Jenn.
   – Aaron… Cześć.
   – Wygląda na to, że będziemy współpracować. Cieszę się z takiego obrotu spraw.
   – Doprawdy?
   – Owszem, znamy swoje możliwości, więc pójdzie nam łatwiej.
   Jasper spojrzał na utworzone pary i uśmiechnął się szeroko.
   – No dobrze, skoro już znaleźliście swoje pary, to możecie iść szukać materiałów. 
   – No, to idziemy do biblioteki – zagadnął z uśmiechem Aaron.
   – A wiesz, gdzie ona jest?
   – W sumie to nie – zastanowił się przez chwilę. – A ty wiesz?
   – Na twoje szczęście tak.


   W szkolnej bibliotece uczniowie szóstego roku próbowali znaleźć informacje o smokach potrzebne do zadania. Chyba nigdy to pomieszczenie nie było tak oblegane, jak w tej chwili. Zdawać by się mogło, że niektórzy z nich byli w niej po raz pierwszy podczas swojej edukacji. 
   – Znalazłeś coś? – spytała Jennifer, próbując dosięgnąć książkę stojącą na wysokiej półce.
   – Coś mam, ale możemy spróbować znaleźć więcej – pojawił się za dziewczyną i bez problemu zdjął książkę z półki. – Jesteś pewna, że znajdziemy w niej jakieś informacje?
   – Okaże się, jak ją przejrzymy.
   – A tak w ogóle, jakiego smoka mamy opisać?
   – Nie przeczytałeś na swojej kartce?
   – Gdyby znalazło się na niej cokolwiek poza twoim imieniem, to bym wiedział.
   – Musimy opisać Żmijozęba Peruwiańskiego.
   – No, to bierzmy się do roboty.
   – Nie uzgodniliśmy jednego.
   – Czego?
   – Kto to będzie zapisywał.
   Aaron zamyślił się przez chwilę, spoglądając, co chwilę to na stos książek, jaki zgromadzili, to na leżące obok pergaminy, to na Jennifer siedzącą naprzeciw niego. 
   – Może o to zagramy?
   – Co powiesz na kamień–papier–nożyce?
   – W porządku.

   Uczniowie spędzili w bibliotece sporo czasu. Na zewnątrz zaczęło się już ściemniać. Większość z nich dawno się poddała i postanowiła napisać swoje zadanie na szybko. Jednymi z wytrwałych okazali się Aaron i Jennifer. Rudowłosa przeglądała książki i mówiła, co chłopak ma zapisać.
   – Nie mogę uwierzyć, że przegrałem.
   – No już… Nie przeżywaj – uśmiechnęła się do niego. – Ile już mamy?
   – Prawie cztery strony. Chociaż patrząc na to, jakie mam pismo, samych informacji pewnie będzie mniej. 
   – Nie jest takie tragiczne.
   – Dzięki – spojrzał z powątpieniem na zapisane pergaminy. – Może już skończymy? Trochę mi ręka odpada.
   – No dobrze – zaśmiała się cicho. – Powinno wystarczyć.
   – Za tę moją ciężką pracę należy mi się nagroda.
   – Nagroda?
   Aaron delikatnie się uśmiechnął.
   – Może przejdziemy się na spacer? Jak przyjaciele.
   – No nie wiem…
   – Nie mów, że już się nie przyjaźnimy.
   – Pewnie, że się przyjaźnimy.
   – Świetnie. To idziemy na spacer.
   – A co z tymi książkami?
   – Wrócimy posprzątać – schował pergamin do torby i wyciągnął rękę do Jennifer. – Idziemy?
   – Tak.

   Spacerowali po dziedzińcu już od kilku minut. Jenn wbrew obawom zdawała się cieszyć tą chwilą, którą spędzała w towarzystwie Aarona. Czuła się przy nim wyjątkowo swobodnie. Ciągle było słychać ich śmiechy.
   – Naprawdę tak się stało?
   – Oczywiście. To najzabawniejsza sytuacja, jaka przytrafiła się Lucasowi. 
   – Nadal się zastanawiam, jak można się zaklinować na schodach.
   – Nie wiem. Ale nigdy o tym przy nim nie wspominaj, bo nie wybaczy mi, że komuś o tym powiedziałem.
   – W porządku. Nie będę tego wspominać.
Czarodziej potraktował ją czułym spojrzeniem.
   – Cieszę się, że zgodziłaś się na ten spacer.
   – Ja też – uśmiechnęła się, stając przed nim. – Naprawdę przyjemnie spędziłam z tobą czas.
   – Miło to słyszeć.
   Aaron powoli zbliżył swoją twarz do twarzy Jennifer. Dziewczyna przez moment stała bez ruchu, lecz po chwili ona również przysunęła się do chłopaka. Po chwili wahania ich usta złączyły się w pocałunku. Aaron zaczął delikatnie głaskać dziewczynę po włosach, tymczasem Jenn podniosła kąciki ust, nie przerywając pocałunku. W tej chwili liczyli się tylko oni. Na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy, co tylko dodawało uroku całej sytuacji. 
   – Nie sądziłem, że to się kiedyś wydarzy – wyszeptał, stykając się z nią czołem.
   Jenn spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami, uzmysławiając sobie, co właśnie zrobiła. Bez słowa pobiegła w stronę wejścia do zamku, zostawiając Aarona samego i skołowanego.
   – Co ja narobiłem...


   – Myślisz, że ten pomysł wypali? – Shadow wpatrywał się w pierścionek zamyślonym wzrokiem.
   – Jeżeli cię kocha, powie „tak”, nawet jeśli oświadczysz się w najmniej romantyczny sposób.
   Czarodziej westchnął.
   – Jesteśmy razem już cztery lata, ale takie pytanie to zawsze wielki stres. Może jest ze mną tylko dla…
   – No, dla czego? – zapytał sceptycznie i zmierzył go wzrokiem od góry do dołu.
   – Czy ty sugerujesz, że nie mam jej nic do zaoferowania? – oburzył się. – Zawsze stawiam jej potrzeby przed moimi i staram się wygospodarować dla niej jak najwięcej wolnego czasu, żebyśmy mogli spędzić go razem. Kiedy ma gorszy dzień, rozmawiam z nią tak długo, aż zacznie się znowu uśmiechać, a nie wspomnę już nawet o regularnym pisaniu listów. Uwielbiam czytać jej listy. Często wspomina w nich, jak spędza każdy dzień, co robi, czego się nauczyła i że bardzo za mną tęskni. Nie istnieje dla mnie nikt ważniejszy od niej.
   Railey przysłuchiwał się całej wypowiedzi z uśmiechem na ustach. Podziwiał tego chłopaka i cholernie mu zazdrościł. Miał nadzieję, że on też kiedyś zazna tego szczęścia.
   Założył ręce za głowę i wlepił wzrok w sufit.
   – Nie ma opcji, że się nie zgodzi – podsumował.
   – Tak myślisz?
   – Opowiadasz o niej w taki sposób, jakby była, co najmniej miłością twojego życia. Nie mam, co do tego wątpliwości.
   Shadow niespodziewanie zarumienił się jak nastolatka przeżywająca swoje pierwsze poważne zauroczenie.
   – Chciałbym oświadczyć się jej podczas świątecznego balu.
   – Przy tych wszystkich ludziach? Nie uważasz, że to wywrze na niej swego rodzaju presję?
   – Skąd – machnął ręką. – Może będzie trochę zdezorientowana i przede wszystkim zaskoczona, ale nigdy nie należała do osób, które przejmują się swoim otoczeniem. Daję głowę, że w takim momencie jej wzrok skoncentruje się na mnie, a nie na tym całym zgromadzeniu wokół.
   – W takim razie życzę ci powodzenia i trzymam kciuki. Gdybyś potrzebował pomocy w przygotowaniach, możesz na mnie liczyć.
   – Dzięki. To wiele dla mnie znaczy.
   Nagle drzwi otworzyły się z rozmachem i do pokoju wpadła zapłakana Jennifer. Dylan i Lucas spojrzeli na nią z niemałym zdziwieniem.
   – Jenn, co jest? – odezwał się zatroskanym głosem Railey.
   – Pocałowałam go – wydukała.
   – Kogo?
   Zacisnęła usta w cienką linię i zerknęła na Lucasa. Zaraz potem z powrotem przeniosła wzrok na kuzyna.
   – Aarona.
   Shadow natychmiast zerwał się na równe nogi i wybiegł z pokoju. Dylan nie chciał zgadywać, co miał w zanadrzu. Mógł spodziewać się po nim dosłownie wszystkiego.
   – Jak… Jak do tego doszło? – zapytał, przesuwając się na brzeg łóżka, jednocześnie robiąc miejsce Jennifer.
   Dziewczyna usiadła na pościeli i wzięła głęboki wdech.
   – To jakoś… samo wyszło…
   – Jenn, to nie jest zabawne – spoważniał. – Co wami kierowało, do cholery?
   – Nie wiem, ok?! Byliśmy na dziedzińcu, poszliśmy na spacer, zaczęliśmy rozmawiać i… – chwyciła się za głowę. – Co ja najlepszego zrobiłam…
   Czarodziej przysunął się do dziewczyny i mocno ją objął. Nastała chwila ciszy.
   – Przecież Brynn i ja nie mamy żadnych problemów.
   – A może po prostu tego nie zauważyłaś?
   Nie miała o tym pojęcia, ale wiele rzeczy jej umykało. Na przykład sposób, w jaki patrzył na nią Drauffen. Każdy zdawał sobie z tego sprawę – oprócz niej.
   – Może – przyznała po zastanowieniu. – Co nie zmienia faktu, że czuję się podle.
   – Mała, to nie koniec świata – próbował ją pocieszyć.
   – Nie koniec świata? Z tego, co mi wiadomo, twój związek skończył się kilka lat temu, a ty dalej nie chcesz znaleźć nikogo innego, bo czujesz się jakbyś miał kogoś na boku. Ja mam chłopaka, a pocałowałam Aarona. Jestem w dużo gorszej sytuacji niż ci się wydaje.
   Cios poniżej pasa. Nie lubił tego tematu i unikał go jak ognia – nawet w rozmowie z Jennifer.
   – Posłuchaj, jest już późno. Powinnaś pójść spać, a rano pomyślimy, co dalej.
   – Zbywasz mnie?
   – Jenn, przestań. Chodzi o to, że dzisiaj już nic nie wskórasz – wytłumaczył. – Chyba nie pójdziesz teraz do Brynna i nie wyśpiewasz mu, co właśnie zrobiliście?
   Miał rację.
   – Mogę dzisiaj spać u ciebie?
   Uśmiechnął się.
   – Łóżko nie jest bardzo szerokie, ale myślę, że jakoś się zmieścimy.
   – W takim razie skoczę do siebie po jakąś piżamę i zaraz wracam.
   Kiedy wyszła, Dylan położył się na wznak i odpłynął myślami. To prawda, że już kilka lat nie miał kontaktu ze swoją drugą połówką, ale to było bardziej skomplikowane niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Miał głęboką nadzieję, że kiedyś wszystko wróci do normy i znowu będą razem, ale z każdym dniem wątpił w to coraz bardziej. Żałował, że podjęli właśnie taką decyzję, ale nie mieli wielkiego wyboru. Czasami zastanawiał się jedynie…
   – Wróciłam – oznajmiła stojąca w progu Jennifer.
   Kiedy położyła się obok kuzyna, od razu zamknęła oczy.
   – Myślisz, że jakoś dam radę się z tym uporać?
   – Nie ma innej opcji – zapewnił i ucałował ją w czubek głowy. – A teraz przestać myśleć negatywnie i idź spać. Jutro czeka nas pracowity dzień.
   Cieszyła się, że miała go przy sobie. Zawsze mogła na niego liczyć, nawet w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Właśnie, dlatego postanowiła pójść za jego radą i załatwić wszystko na spokojnie. Przecież Brynn na pewno jej wybaczy. Na pewno…
   – Dobranoc – szepnęła.
   – Dobranoc, gwiazdeczko.
Lydia Land of Grafic