PS. Nadal możecie zadawać pytania w zakładce "Pytania/Rozkminy".
Pozdrawiam,
Jenn ♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W jednym z ciemnych pomieszczeń strumyk
światła padał na twarz jednej z tajemniczych postaci.
– Wszystko musi pójść zgodnie z planem –
padło polecenie. – Szef potrzebuje silnych czarodziei, a w tej szkole jest kilka
perełek, więc radzę wam, aby nie dowiedział się, że coś poszło nie po jego
myśli.
– Skąd miałby się o tym dowiedzieć? –
zapytał ktoś inny.
– Nie znasz go. Równie dobrze może już
wiedzieć, co zrobiliśmy, a czego nie.
– Spójrzcie tylko, kto się zjawił. Mam
nadzieję, że zadanie zostało wykonane?
– Oczywiście. Czemu miałoby być inaczej? –
odpowiedziano z kpiną.
– Świetnie. Teraz wystarczy go odpowiednio
przygotować na to, że zasili szeregi Kruków.
– Dlaczego akurat on? Dlaczego teraz?
–
Łatwo manipulować kimś zakochanym, zwłaszcza, jeżeli nie może związać się z tą
wyjątkową osobą.
– To tylko kwestia czasu…
– Zobaczymy. Idźcie już i róbcie to, co do
was należy.
– Dzień dobry – Brynn przywitał się
swobodnie i cmoknął Jennifer w policzek.
Zaraz potem zajął miejsce obok niej.
– Czy ty, aby nie przesadzasz? – szepnęła mu
na ucho.
– Jenn, przestań… Wczoraj nie miałaś nic
przeciwko pocałunkowi w usta, a teraz rumienisz się, kiedy całuję cię w
policzek? Wprawiłem cię w zakłopotanie?
Rudowłosa lekko się zarumieniła. Nie
wiedziała, co sądzić o zaistniałej sytuacji, ani jak się zachować… W końcu
chyba po raz pierwszy w swoim życiu doświadczyła jakichś romantycznych
uniesień. Choć nie była pewna, czy to wszystko można określić właśnie w ten
sposób. Do niedawna Brynn był tylko i wyłącznie jej kolegą z tego samego domu i
nie marnowała czasu na myślenie o tym, czy kiedyś coś między nimi zaiskrzy.
Kiedy patrzyła na to z dystansem, dochodziła do wniosku, że nigdy nie zajmowała
sobie głowy romantycznymi relacjami i chyba taki układ był dla niej
najłatwiejszy. Nie miała pojęcia, jak potoczy się ta relacja w najbliższej
przyszłości i właśnie to spędzało jej sen z powiek.
– Po prostu nie wykonuj takich gestów zbyt
ostentacyjnie – pouczyła go i wróciła do tego, co miała na talerzu.
Tymczasem siedzący nieopodal Aaron
przyglądał się całemu zajściu i wykorzystywał ostatki cierpliwości, aby nie
wybuchnąć z przepełniającej go zazdrości.
– Cholerny Brynn – zaklął pod nosem, tak,
aby nikt inny nie mógł go usłyszeć.
Na jego nieszczęście Josh Weber jak zwykle
zdołał wychwycić nawet najcichszy szept.
– Co tym razem? – zapytał, wywracając
oczami, ale po chwili nie potrzebował już żadnej odpowiedzi. – Za późno bracie.
Ona już znalazła swojego księcia…
– Kto znalazł swojego księcia? – zapytała
Katniss, która pojawiła się dosłownie znikąd.
Josh wskazał ręką na Jennifer i w tym samym
momencie zauważył iskierkę w oczach swojej dziewczyny.
– Kat, co ty kombinujesz?
– Nic wielkiego – przyznała i chwyciła go za
rękę – Chodź, przywitamy się.
Nie protestował. Po chwili stali już obok
droczącej się ze sobą pary.
– Dzień dobry, gołąbeczki – szatynka
zagadnęła z uśmiechem, a rudowłosa zmierzyła ją zabójczym spojrzeniem.
– Dzień dobry – Brynn odpowiedział
spokojnie, zupełnie nie zdając sobie sprawy z panującego wokół niego napięcia.
– Widzę, że randka zakończyła się sukcesem.
– Wszyscy już wiedzą? – czarodziej lekko się
zdziwił.
Tymczasem Josh ukradkiem spojrzał w stronę
Aarona.
– Tak, wszyscy – przyznał.
– Nie sądziłem, że aż tak się to rozniesie
– Coś ci wytłumaczę, mój drogi nieświadomy
przyjacielu. Jeśli całujesz dziewczynę w przy wszystkich w Wielkiej Sali, to
wiadome, że to zauważą.
– Josh! –
Jennifer skarciła przyjaciela.
– Wybacz kochana, ale on ma rację – odparła
szatynka. – Jeśli chcieliście utrzymać swój związek w tajemnicy, wystarczyło
zachowywać się jak zwykle.
– Chodź Brynn, zostawmy ich.
Niedzielny poranek, mimo kilku zaskoczonych
uczniów, mijał spokojnie. Większość
osób wciąż przebywało w Wielkiej Sali, przez co na dziedzińcu nie było tłumów.
– Naprawdę nie sądziłem, że aż tak się to
rozniesie – westchnął Brynn.
– W pewnym sensie to było do przewidzenia.
Pamiętasz jak wszyscy zareagowali na wieść o Kat i Joshu?
– W jego przypadku to faktycznie było
zaskoczenie – niespodziewanie chwycił Jenn za rękę. – Ale my to inna historia.
– Masz rację – rudowłosa uśmiechnęła się
lekko.
– Kogo moje piękne oczy widzą… Dwoje
zakochanych kujonków.
– Czego tu chcesz Concordia? Nie mógłbyś
wejść pod jakiś kamień i tam zdechnąć? – Brynn spytał z irytacją.
– Doprawdy Gorawen, myślałem, że masz lepszy
gust – Nathan podszedł do Jenn i wymusił na niej pocałunek zanim zdążyła
jakkolwiek zareagować.
Dziewczyna w momencie zamieniła
się w słup soli.
– Muszę przyznać, że jak na
szlamę, całujesz całkiem nieźle – przyznał z satysfakcją.
Nim się spostrzegł leżał na ziemi z
krwawiącym nosem.
– Tylko spróbuj ją tknąć jeszcze raz, a
możesz być pewny, że na tym się nie skończy.
– Pożałujesz tego – wyszeptał ze złością,
chwiejnie wstając.
– Zaraz ty możesz pożałować tego, że tu
przyszedłeś – Josh wyrósł za Ślizgonem jakby spod ziemi.
– Widzę, że przybyła twoja świta –
powiedział z kpiną. – Szkoda, że w twoim przypadku „odwaga” nie idzie w parze z
inteligencją. Na szczęście u mnie nie ma z tym problemu. Żegnam, łamagi.
Po wypowiedzianych słowach
odszedł w tylko sobie znanym kierunku.
– No Brynn, nie spodziewałem się tego po
tobie. Nieźle go urządziłeś.
– Dzięki? – odpowiedział zmieszany i
podszedł do Jennifer. – Wszystko w porządku? – zapytał.
Nie była w stanie wydusić z siebie nawet
słowa. Jak ten paskudny jaszczur mógł jej to zrobić? Miała ochotę odciąć mu język
i wepchnąć mu go do gardła, żeby się nim udławił.
– Myślisz, że to tylko chwilowe? – Brynn
zagadnął Josha i obaj spojrzeli na czarownicę.
– Może spróbuj ją pocałować – zaproponował.
– Książę całuje księżniczkę, żeby ściągnąć z niej zły czar.
– To nie jest zabawne…
– Ok, to może ja ją pocałuję?
– Josh!
– No co? – śmiał się. – Skoro ty nie chcesz…
– Idioci… – Jennifer powiedziała nagle,
odzyskując zdolność mowy. – Skończyliście już wymyślać swoje beznadziejne
porady?
– Przepraszam – Brynn odpowiedział
zmieszany, a Josh wybuchnął śmiechem.
– Skoro księżniczka jest już odczarowana,
wrócę do siebie i zostawię was samych – oznajmił entuzjastycznie i puścił oczko
do Jenn, która na odchodne zmierzyła go zabójczym spojrzeniem.
Aaron siedział na swoim łóżku, trzymając w
ręce zapisaną kartkę. Zaintrygowany uważnie śledził treść listu. Nawet nie
zauważył, kiedy do dormitorium wszedł jego przyjaciel.
– Stary, szkoda, że nie widziałeś jak
Gorawen przywalił Concordii. Nie sądziłem, że on potrafi się bić.
– Hmm..
– Widzę, że twój entuzjazm osiągnął właśnie
dno.
– Mówiłeś coś? – zapytał, w dalszym ciągu
nie odrywając wzroku od tekstu.
– Co spowodowało, że straciłeś zdolność mowy?
Chłopak bez słowa podał mu list.
Josh z każdym kolejnym słowem dziwił się
coraz bardziej. Wiedział, co kiedyś łączyło tę dwójkę i obawiał się, że Arlene
nie zrozumie, jak działa ta relacja. Dla jej dobra wolał trzymać język za
zębami.
– Widzę, że zażyłość nie minęła. Dalej mówi
do ciebie cariño?
– Błagam, nie komentuj…
– Uwielbiam jak się przede mną płaszczysz,
jednak w tej sytuacji martwię się, że znowu stracisz głowę.
– Dobrze wiesz, że to jej sposób bycia –
zauważył.
– Powiedz to Arlene… Jak ją określisz?
„Tylko przyjaciółka”? Aaron, daruj sobie… – westchnął. – Wiem, że postrzegacie
to na swój własny sposób, ale nie każdy to rozumie.
– Musisz drążyć temat?
– Nie muszę, ale to niezła zabawa –
uśmiechnął się szeroko. – Chyba się pójdę zdrzemnąć. Przede mną długa noc.
– Nie ruszaj się – Arlene powiedziała
stanowczo, kiedy Aaron po raz kolejny podrapał się po głowie.
– Długo jeszcze? – zapytał, mając nadzieję,
że nie będzie musiał długo czekać i siedzieć w bezruchu przez najbliższe pół
godziny.
– Prawie skończyłam – skłamała.
Nie wiedział, jakim cudem znowu zgodził się
na zostanie modelem. Nienawidził pozować do zdjęć, a tym bardziej do rysunków.
Zwłaszcza, że Arlene lubiła dbać o każdy szczegół i często robiła poprawki, nawet,
jeżeli według niego były niepotrzebne.
Wszystko zaczęło się dosyć niepozornie.
Zaraz po śniadaniu Arlene powiedziała mu, że chce przyjść do jego pokoju i
zapytała, czy nie ma nic przeciwko temu. Rzecz jasna zgodził się prawie od
razu. Po ostatniej kłótni, a właściwie nieporozumieniu, nie potrafił nawiązać z
nią dobrego kontaktu. Racja, rozmawiali ze sobą, ale wyczuwał między nimi
pewien dystans, którego w żaden sposób nie umiał pokonać. Kiedy w końcu do
niego przyszła, zauważył, że trzyma w ręce swój szkicownik.
– Ostatni raz – obiecała.
Wywrócił oczami. I tak niemiał, co robić, a
poza tym wiedział, że nie wolno odmawiać własnej dziewczynie.
Minęło już półtorej godziny, a on wciąż
siedział w ustalonej przez nią pozycji i nie mógł się ruszyć nawet o centymetr.
– Głowa lekko w lewo. Ruszyłeś się –
wytknęła mu.
Miał dość.
Gwałtownie podniósł się z krzesła, na którym
siedział i wspiął się na łóżko, na którym aktualnie znajdowała się Arlene.
Chwycił ją za kostki i pociągnął w swoją stronę. Chwilę później była już pod
nim. Zdziwiona i zdezorientowana.
– Wystarczy – powiedział, dając jej do
zrozumienia, że nie potrafi dłużej wytrzymać.
– Przecież jeszcze nie skończyłam…
– Dokończysz innym razem – oznajmił. – A
teraz pozwól, że to ja zaczerpnę trochę przyjemności – dodał zaraz potem i
delikatnie ją pocałował.
– Przeszkadzam? – usłyszeli nagle i
odwrócili wzrok w stronę drzwi.
Leon Olson. Jak zwykle fenomenalne wyczucie
czasu…
– Właśnie wychodziłam – Arlene wzięła do
ręki swój szkicownik i wydostała się spod czarodzieja.
Po chwili zniknęła za drzwiami.
– Musiałeś? – Aaron spojrzał na przyjaciela
i zapytał z pretensją.
– Zamierzaliście zignorować fakt, że Josh
jest w pokoju?
Czarodziej spojrzał na chłopaka śpiącego na
łóżku obok i westchnął z rezygnacją.
– Przyszedłeś po coś konkretnego?
– Chciałem porozmawiać z Joshem, ale widzę,
że musze poczekać – rzucił z uśmiechem i usiadł na krześle, na którym wcześniej
siedział Aaron. – Po tym, co zobaczyłem, wnioskuję, że już puściła w niepamięć
incydent z pikniku? Słyszałem, że nieźle się wkurzyła.
– Mniej więcej… Obawiam się, że gdyby
zobaczyła list, znowu wszczęłaby kłótnię o nic – wywrócił oczami.
– List? – blondyn lekko się zdziwił.
Czarodziej podał mu zapisaną kartkę.
– Mnie nie wysyła takich listów…
– Widujesz się z nią częściej – przyznał. –
A ja nie widziałem jej od… Od bardzo dawna.
– Stęskniony? – próbował go podpuścić.
Aaron uśmiechnął się sam do siebie.
Oczywiście, że tak. Ale przecież nie przyzna tego na głos.
– Zawołam cię, kiedy Josh się obudzi –
odpowiedział wymijająco.
Kąciki ust chłopaka podjechały lekko do
góry.
– Ok, już ci nie przeszkadzam.
Po wypowiedzianych słowach wyszedł z pokoju.
– Zamierzasz jej odpisać? – Aaron usłyszał
nagle i spojrzał na Josha.
– Myślałem, że śpisz.
– Spałem. Obudziła mnie wasza rozmowa –
przyznał. – Więc?
– Z niecierpliwością czeka na moją
odpowiedź. Tak przynajmniej napisała.
– Uważaj, jeszcze wpakujesz się w jakieś
bagno…
– Spokojnie, wiem, co robię.
– Już ja znam te twoje „wiem, co robię”…
*proszę o włączenie piosenki nr 4*
W dormitorium dziewczyn było wyjątkowo
cicho. Katniss siedziała na podłodze, czytając jakieś pisemko, a Jennifer
odrabiała zadania na następny dzień. Resztę dziewczyn wywiało z pokoju kilka
godzin wcześniej.
– Kat, słyszysz to? – spytała po chwili
Jennifer
– Co mam słyszeć? – szatynka nawet nie
podniosła wzroku znad artykułu.
– Muzykę. Ktoś gra na fortepianie.
– Ja tam nic nie słyszę – przyznała.
– Kupię ci na gwiazdkę aparat słuchowy…
– Fajnie – ucieszyła się. – A co to jest?
– Przekonasz się, jak ci go podaruję – rudowłosa
wstała i ruszyła w stronę wyjścia.
– Gdzie idziesz?
– Sprawdzić, czy nie zwariowałam.
– To wiem już od dawna, wystarczyło zapytać –
Katniss uśmiechnęła się szeroko.
– Jak zawsze pomocna...
Błądząc po ciemnych korytarzach zamku,
Jennifer zaczynała się zastanawiać, czy to, aby nie był tylko omam słuchowy.
– Na pewno mi się zdawało. No, bo kto w
środku nocy grałby na fortepianie? – w mroku było słychać wyłącznie echo i
kroki dziewczyny. – Świetnie. Zaczynam mówić do siebie.
Po chwili rozbrzmiał dźwięk wspomnianego
instrumentu. Wsłuchując się w melodię, dziewczyna dotarła pod pięknie zdobione
drzwi.
Niepewnie
je otworzyła.
Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to ogromny
czarny fortepian. Jego lśniący lakier odbijał światło świec stojących w złotym
świeczniku o trzech ramionach. Każda ze świec powoli uwalniała delikatny zapach
bzu. Z sufitu leniwie zwisały kryształowe żyrandole, w tej chwili ciemne, lecz
odbijające blask ciepłej czerwieni świecy. Delikatnie poruszający się płomień
sprawiał, że na kremowej ścianie odbywał się taniec świateł i cieni. Na
ścianach, tuż pod sufitem, ciągnęły się ciemne, drewniane rzeźby przedstawiające
majestatyczne winorośle, a sam sufit znajdował się wysoko nad głową, więc gdy
się na niego patrzyło, zdawało się, jakby w ogóle go tam nie było. Podłoga
pokryta była panelami w kolorze ciemnego orzecha, przeplatana jaśniejszymi i
ciemniejszymi odcieniami, jakby poruszana delikatnym wiatrem.
Kątem oka dziewczyna zauważyła ruch przy
fortepianie. Gdy przyjrzała się dokładnie, dostrzegła Aarona grającego na
instrumencie. Jego smukłe palce płynnie poruszały się po klawiszach, dzięki
czemu do jej uszu dobiegała delikatna melodia.
– Co tutaj robisz? – zapytała.
– Nie widzisz? Gram.
– Nie sądziłam, że potrafisz grać.
– Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz – przyznał.
– Najwidoczniej.
– Zatańczysz ze mną?
– Teraz? – zdziwiła się. – Przecież przestaniesz
wtedy grać.
– A od czego jest magia?
Aaron podszedł do Jenn, ukłonił się przed
nią i ujął delikatnie jej dłoń, odchodząc kilka metrów od fortepianu. Położył
rękę na talii dziewczyny.
– Mam nadzieję, że się nie zawstydzisz?
– To zależy, jak dobrym jesteś tancerzem.
Gdy ponownie rozbrzmiała muzyka, Aaron i
Jennifer rozpoczęli swój taniec. Delikatne obroty wprawiały parę w zachwyt.
Nikt nie sądził, że tak idealnie się ze sobą zgrają. Byli jak jedna dusza w
dwóch ciałach, niecierpliwa, aby się ze sobą połączyć.
– Dobrze tańczysz.
– To wyłącznie zasługa partnerki.
– Czyżby? – zachichotała.
Aaron zakręcił nią kilkukrotnie i
przyciągnął do siebie. Czuł się niezwykle pewnie w swoich ruchach i nie
przeszkadzała mu nieustanna bliskość ciała Jennifer. Wręcz przeciwnie. Z Każdą
kolejną nutą wygrywaną na fortepianie jeszcze bardziej zatracał się w tańcu i
zapominał o wszystkim, co go otaczało. Nie liczyło się nic poza nimi. Tylko ona
i on – sami w pustej sali.
– Gdzie nauczyłeś się tak tańczyć?
– Kiedyś chciałem zaimponować jednej
dziewczynie.
– Udało się? – zapytała z uśmiechem.
Zakręcił nią znowu, tym razem bardziej
energicznie niż poprzednio. Roześmiała się na głos, kiedy objął ją w talii i
posłał jej pełne pożądania spojrzenie. Wiedziała, że chciał jej zaimponować i
musiała przyznać, że szło mu całkiem nieźle. Widziała go w zupełnie nowym
świetle i wcale nie była rozczarowana. Chciała,
aby ten taniec trwał wiecznie i dawała głowę, że Aaron myślał dokładnie o tym
samym.
Czarodziej spojrzał w niebieskie oczy
dziewczyny i delikatnie się do niej zbliżył.
– Mogę? – zapytał cicho, zerkając na
jej lekko rozchylone usta.
– A co z Arlene?
– Zapomnijmy o niej.
– To twoja dziewczyna…
– Teraz liczysz się tylko ty – oznajmił bez zawahania i po chwili ich usta złączyły się w niezwykle czułym pocałunku.