Minęło sześć lat odkąd Jennifer otrzymała
list, który odmienił jej życie. Jutro zacznie szósty rok nauki w Szkole Magii i
Czarodziejstwa w Hogwarcie. Nie żałowała jednak, że nie poszła do normalnej
szkoły. Nie pasowałaby do niej. W Hogwarcie poznała pierwsze przyjaźnie, smak
rywalizacji, a nawet doświadczyła pierwszych zauroczeń. Przez ten czas spędzony
w szkole nauczyła się, że nawet ktoś niepochodzący z rodziny czarodziei może
czuć się tam jak w domu.
Jenn zerknęła na zdjęcie wiszące nad
łóżkiem. Przestawiało dwie uśmiechnięte dziewczyny – Jenn, trzymającą w ręce
odznakę prefekta domu i Kat, trzymającą odznakę kapitana drużyny. Dylan zrobił
im to zdjęcie zaledwie kilka dni temu.
– Dylan, nawet nie próbuj mnie straszyć –
odezwała się nagle Jenn.
– Skąd wiedziałaś, że to ja?
– Tylko ty nie umiesz skradać się po cichu –
uśmiechnęła się do niego.
– Chciałem cię po prostu obudzić. Czemu
odebrałaś mi tę przyjemność? – zapytał z miną zbitego psa.
– Wolałam nie ryzykować kolejnym wrzuceniem
do wanny.
– To się zdarzyło raptem…
– Pięć razy – sprostowała.
– Nie moja wina, że śpisz jak zabita.
Dylan bez pozwolenia wyciągnął się na miękkiej
pościeli. Spojrzał na zdjęcie, a następnie przeniósł wzrok na oprawione w ramkę
wyniki z egzaminów Jenn.
– Wiesz, że przy tobie wychodzę na głupka?
– Zmartwię cię, ale to nie nowość – rzuciła
żartobliwie, ale zaraz potem spoważniała. – Nie dostałeś od niego żadnej
wiadomości?
Dylan lekko się wzdrygnął. Doskonale
wiedział, kogo jego kuzynka miała na myśli, jednak wcale nie zamierzał pokazywać,
jak bardzo to pytanie wytrąciło go z równowagi.
Uśmiechnął się blado i przeczesał ręką swoje
delikatnie zmierzwione włosy.
– Nic a nic – przyznał, z niedowierzaniem
kręcąc głową. – Ale to przecież nic poważnego. Nie powinnaś się tym przejmować,
gwiazdeczko. Poradzę sobie – dodał z uśmiechem.
– Skoro tak mówisz..
– Może nie mówmy o moich problemach, tylko
porozmawiajmy o rzeczach przyjemnych.
– To znaczy? – Jennifer uniosła lekko brwi i
z zainteresowaniem spojrzała na leżącego obok niej kuzyna.
– Dzisiaj wyrywamy się z mugolskiej
codzienności – uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Przecież kiedyś żyłeś tylko w taki sposób
– zauważyła.
– Wiem. Teraz patrząc w przeszłość,
zastanawiam się, jak dawałem sobie radę bez magii.
– Nie dawałeś – rudowłosa posłała
mu pozornie niewinny uśmiech. – Zawsze ratowałam ci skórę.
– Ciekawe, kiedy? – udał oburzenie.
– Na przykład z…
– Nie kończ. Wiem, o kim myślisz.
– Wybacz...
– Zastanawiałaś się już, co chcesz robić po
szkole?
– Nie. A ty? – zapytała, opierając się na
łokciach.
– Ja chciałbym badać magiczne stworzenia…
– Naprawdę? – zdziwiła się. – Nigdy nie
sądziłam, że…
Zanim Jennifer zdążyła dokończyć zdanie,
usłyszała pukanie do drzwi.
– Proszę – powiedziała stosunkowo cicho.
W progu pokoju stanęła niewysoka szatynka.
Pokojówka państwa Aithne, Mackenzie.
– Przepraszam, że przeszkadzam, ale pan
Aithne chciałby się z panienką zobaczyć – oznajmiła niezwykle spokojnie i
prawie niezauważalnie się uśmiechnęła.
– Dziękuję, już idę – Jennifer wygramoliła
się z łóżka i zaraz potem zniknęła z widoku.
Tymczasem pokojówka spojrzała na wciąż
leżącego na łóżku nastolatka i lekko się speszyła.
– Może przygotować paniczowi śniadanie? –
zapytała nieśmiało.
Jednak
Dylan tylko się uśmiechnął, a zaraz potem wstał z łóżka i bez chwili zawahania
pewnym krokiem podszedł do drzwi.
– Potrafię przygotować kilka kanapek, Mackie
– rzucił żartobliwie. – A poza tym, mam na imię Dylan, nie „panicz” – dodał z
serdecznym uśmiechem, wyminął pokojówkę w drzwiach i skierował się na dół, do
kuchni.
Tymczasem w gabinecie pana Aithne, Jennifer
wyczekująco patrzyła w stronę ojca i nerwowo bawiła się kosmykiem swoich rudych
włosów.
– Masz mi coś do powiedzenia? – zapytał
wyczekująco i skrzyżował ręce na piersi.
– Nie.
– Jesteś pewna? – zapytał ponownie.
– Oczywiście.
– Więc jak wytłumaczysz ten tatuaż na twoim
ramieniu?
– A wiesz, że nie wiem? Jak wstałam to on
już był – Jennifer wywróciła oczami i burknęła coś pod nosem.
– Przestań stroić sobie żarty! – zagroził. –
Już i tak pozwoliliśmy ci chodzić do tej szkoły dla błaznów.
– Więc tak myślisz o mnie i o Dylanie?
– To nie tak… - powiedział nieco łagodniej.
Zupełnie jakby żałował wypowiedzianych przed chwilą słów.
– A jak? Właśnie to przyznałeś.
– Wiesz, że nie to miałem na myśli – upierał
się.
– Niepotrzebne mi twoje tłumaczenia. Nie
musisz mnie też zawozić na dworzec. Mogę się tam deportować – po tych słowach
Jennifer wyszła z gabinetu, trzaskając za sobą drzwiami.
Kiedy zeszła do kuchni, miała nadzieję, że
zobaczy tam swojego kuzyna, jednak w zamian za to musiała zadowolić się małą
karteczką leżącą na stole.
– Powodzenia, gwiazdeczko… –
przeczytała na głos treść wiadomości i zaraz potem cicho westchnęła. – Cały
Dylan – dodała z uśmiechem i usiadła przy stole.
Spojrzała na leżący przed nią talerz
kanapek, po czym sięgnęła po jedną z nich. Ledwo zdążyła przełknąć pierwszy
kęs, gdy usłyszała dziwne trzaski dochodzące od strony schodów. Wychyliła się z
pomieszczenia i zobaczyła swojego ojca znoszącego kufer, mruczącego pod nosem
coś w stylu „ten kufer jest z roku na rok coraz cięższy”.
Oparła się o futrynę drzwi.
– Myślałam, że nie chcesz mieć nic wspólnego
z magią.
– Nie miałem na myśli tego, że nie chcę mieć
nic wspólnego z magią. Po prostu nadal nie mogę uwierzyć w to, że ty i Dylan
jesteście… inni.
– „Inni” to chyba nie jest to słowo, którego
chciałeś użyć, prawda?
– Proszę, nie utrudniaj. Wiesz, że nie jest
nam łatwo.
– Dobrze – westchnęła. – Gdzie mama?
– W pracy. Pojechała zbierać materiały do
reportażu.
– Znowu… – mruknęła pod nosem.
– Mówiłaś coś?
– Nie, nic.
– Masz wszystko spakowane?
– Tak
Podróż na dworzec minęła wyjątkowo szybko.
Na drodze nie było korków, a pogoda też sprzyjała wyjazdom. Jenn pożegnała się
z ojcem i ruszyła w stronę barierki prowadzącej na dworzec.
– Czemu dzisiaj musi być taki tłum? Czy ci
ludzie nie mają, co robić?
Oparła się o odpowiednią barierkę, udając,
że czeka na pociąg. Gdy tłum trochę się rozluźnił, Jenn cofnęła się prosto w
barierkę. Po chwili znalazła się na wymarzonym peronie. Rozejrzała się po
zgromadzonych uczniach, szukając swoich przyjaciółek. Nagle zauważyła w tłumie
burzę ciemnych włosów – Katniss. Gdy już miała do niej podejść, ktoś po prostu
na nią wpadł, przez co oboje wylądowali na ziemi.
– No to są chyba jakieś żarty… – powiedziała
do siebie.
– Przepraszam – po chwili rozpoznała głos Aarona.
– Naprawdę mi przykro.
Chłopak pomógł jej wstać.
– Nic ci nie jest?
– Nie, w porządku – odpowiedziała cicho i
otrzepała swoje ubranie. – Nie powinnam
stać zaraz przy barierce.
– To prawda, wiele ryzykowałaś stojąc tutaj.
– Ty też mogłeś uważać jak idziesz –
spojrzała na niego z ukosa. – A poza tym to mógłbyś się przywitać.
– Przywitać? – popatrzył na nią z niemałym
zdziwieniem.
– Tak. Chyba, że wszystkie dziewczyny
powalasz na przywitanie...
Aaron zamrugał kilkukrotnie, nie
dowierzając. Nie miał pojęcia, że osoba, na którą wpadł to właśnie Jennifer. W
pierwszej chwili w ogóle jej nie poznał. Dopiero wtedy, gdy czarownica
odwróciła się w jego stronę, zobaczył znajomą twarz i lekko się zmieszał.
– Jennifer? Ty… Zmieniłaś się – przyznał
cicho.
– Może trochę – spojrzała w stronę pociągu.
– Wybacz, ale muszę już iść.
Kierowała się do miejsca, w którym widziała
Katniss. Rozejrzała się ponownie, ale tym razem nie mogła jej dostrzec.
Pewnie jest już w pociągu i szuka
przedziału, pomyślała przelotnie.
Szukanie przyjaciółki trwało dłuższą chwilę.
Ostatecznie Jennifer znalazła jednak przedział, gdzie siedziała Katniss i
dziewczyny.
Pociąg ruszył.
– Jenn, wreszcie jesteś – Katniss przytuliła
przyjaciółkę na powitanie.
– Jak ja za wami tęskniłam – powiedziała entuzjastycznie,
po czym spojrzała na Kat. – Za tobą nie.
– Phi – prychnęła, udając obrażoną.
– Też cię kocham – przytuliła ją jeszcze raz
i szczerze się uśmiechnęła.
Spojrzała na zegarek.
– Porozmawiamy później. Muszę iść na
spotkanie prefektów.
– Poczekaj, też idę – powiedziała Luna, po
czym obie zniknęły w mgnieniu oka.
Spotkanie przebiegło dość szybko, więc
dziewczyny mogły wrócić do przedziału. Gdy dotarły do reszty, zauważyły, że przyjaciółki
dziwnie się na nie patrzą.
– Mam coś na twarzy? – spytała
zdezorientowana Luna.
– Dlaczego nie powiedziałyście, że jesteście
prefektami? – wypaliła nagle Alexia.
– Nie było okazji – powiedziała niewinnie
Jenn.
– To nam psuje cały plan – Sol skrzyżowała
ręce na piersiach.
– Jaki plan?
– Teraz nie wiem czy powinnam
mówić. Nie chcę zarobić szlabanu przed rozpoczęciem roku... – przyznała
– Czy ty myślisz, że będziemy was karać? –
Jennifer z niedowierzaniem pokręciła głową i lekko się roześmiała.
– No nie wiem... Może woda sodowa uderzy wam
do głowy...
Rozmowa trwała dopóki pociąg nie zatrzymał
się na stacji w Hogsmeade. Już z odległości kilku metrów można było dostrzec
gajowego Hagrida i zgromadzonych wokół niego pierwszaków. Zgodnie z tradycją mieli
przepłynąć jezioro łódkami. Niestety szóstoklasiści nie mogli już sobie na to pozwolić.
Starsi uczniowie musieli jechać powozami. Co ciekawe, nie były one zaprzężone.
– Gdzie jest Sol? – spytała nagle Alexia.
– Prawdopodobnie ze swoim chłopakiem –
odparła Katniss.
Podróż powozem nie trwała długo. Nim się
spostrzegły, znalazły się przed bramą Hogwartu.
– Jesteśmy w domu.
Rozpoczęcie roku było dość interesujące. Jak
się okazało, do szkoły przeniosły się dwie nowe uczennice. Jedna z Durmstrangu,
a druga z Bauxbatons. Obie trafiły do Slytherinu.
Gdy przydział się skończył, profesor
Dumbledore stanął przy mównicy.
– Mam do powiedzenia tylko jedno słowo: smacznego!
– oznajmił niezwykle entuzjastycznie i z powrotem zajął swoje miejsce.
W tym momencie na stołach pojawiły się
półmiski z różnorodnymi potrawami.
Jednak uczniowie nie mogli przypuszczać, że
po kilkunastu minutach wydarzy się coś podobnego. Josh Weber – pomysłodawca
różnych żartów i prawdziwy katalizator, jeżeli chodziło o wszelkie bójki – po
zajęciu swojego miejsca przy stole, przysłuchiwał się dość głośnej rozmowie
uczniów Ravenclaw ze stołu obok, dotyczącej pucharu domów. Czarodzieje
wspomnieli coś o wygranej i pokonaniu pozostałych. Weber nie mógł przepuścić
takiej okazji. Chciał im pokazać, że mogą, co najwyżej obejść się smakiem.
Chwytając leżący na jego talerzu naleśnik, bez najmniejszego namysłu wycelował
nim w Krukonów.
–
Smacznego! – krzyknął głośno i placek w
mgnieniu oka wylądował na twarzy jednego z czarodziei.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko i
niedługo potem niewinny żart zamienił się w prawdziwą bitwę na jedzenie.
Jennifer – w obawie o to, że skończy
przyozdobiona w ziemniaki i sałatę – schowała się pod jednym ze stołów. Tam
postanowiła przeczekać samotnie tę niedorzeczną burzę. Jednak nie minęło kilka minut,
kiedy dołączył do niej Aaron, który najwidoczniej nie uniknął jednego z
pocisków.
– To sos czy nowy rodzaj żelu? –
zażartowała, chichocząc pod nosem.
– Bardzo zabawne, Jenn… - przyznał z
przekąsem i podniósł na nią swój wzrok. – Widzę, że byłaś sprytniejsza niż ja.
– Po prostu przewidziałam, że coś, co zaczął
Josh Weber nie może mieć dobrego końca.
Czarodziej skwitował jej wypowiedź zwykłym
uśmiechem, a zaraz potem usłyszał głos swojego przyjaciela, który najwidoczniej
oberwał w twarz…
– Mam lukier w oczach! – krzyknął, próbując
wydostać lepiącą się substancję spod powiek.
Dopiero, kiedy odzyskał zdolność widzenia,
spojrzał na Katniss. Kąciki jego ust nieznacznie podjechały do góry.
– Pożałujesz tego, Kat… - oznajmił niemal
natychmiastowo i zaczął gonić uciekającą dziewczynę.
Był od niej szybszy, więc gonitwa nie trwała
zbyt długo. Gdy tylko ją dopadł, uwięził ją w swoich ramionach i wcale nie
zamierzał puszczać.
– Josh! Przez ciebie cała lepię się od
lukru! – krzyczała, próbując się wyrwać.
– Zabawne – przyznał. – Mógłbym powiedzieć
dokładnie to samo…
Chłopak głośno się roześmiał. Zmotywowany
tym, że Katniss wiła się w jego ramionach jak ryba na wędce, postanowił
uspokoić ją w niecodzienny sposób i skradł jej szybkiego całusa. Dziewczyna
natychmiast znieruchomiała.
– Teraz nie możesz powiedzieć, że nie jestem
słodki – przyznał rozbawiony, oblizując krem z górnej wargi swoich ust.
Tymczasem Aaron, który wyglądając spod
stołu, stał się świadkiem całej sytuacji, westchnął z rezygnacją i wywrócił
oczami.
– Cały Josh… – skwitował, z powrotem
chowając się w bezpieczne miejsce.
Cała zabawa nie ustępowała, dopóki rzucona
przez pewnego Ślizgona – a mianowicie Blair Creve – sałatka nie wylądowała na głowie
jednego z nauczycieli. Pech chciał, że trafiło właśnie na profesora Snape’a.
Na sali momentalnie zapadła grobowa cisza.
Dopiero po kilku minutach wszyscy usłyszeli stłumiony chichot Josha, który
zaraz potem przerodził się w naprawdę głośny śmiech. Zapewne czarodziej nie
mógł zachować spokoju na widok twarzy nauczyciela, którą w tej chwili
przyozdabiał sałatkowy sos.
– Czy coś cię rozbawiło, panie Weber? –
spytał z powagą Snape, próbując pozbyć się sosu z włosów.
– N-nie. Oczywiście, że nie – próbował
opanować śmiech.
– Pana zachowanie jednak świadczy o czymś
innym.
– Po prostu… przypomniałem sobie świetny
dowcip, który usłyszałem w pociągu… – zmieszał się, widząc minę profesora. –
Oczywiście opowiedziałbym go panu, ale… zapomniałem jak brzmiał.
– Coś podobnego – Snape przeniósł wzrok na
Blair. – Niech pani nie myśli, że nie zostanie pani ukarana. Razem z panem
Weberem proszę do mojego gabinetu zaraz po tym jak się ogarniecie.
– Rozejść się – powiedział stanowczo
Dumbledore.
Po skończonej kolacji wszyscy uczniowie
rozeszli się do swoich pokoi, aby tam odpocząć i w końcu zasnąć. Jennifer
leżała na swoim łóżku i niecierpliwie wpatrywała się w swoją przyjaciółkę –
Katniss.
Szatynka nie mogła już dłużej wytrzymać,
więc zapytała, o co właściwie jej chodzi.
– Jak to, o co?! – niemal krzyknęła. –
Całowałaś się z Joshem Weberem!
Westchnęła.
– Poprawka: to on pocałował mnie. Zwykły
całus. Nic wielkiego.
– Kłamczucha – Jennifer zachichotała cicho.
– Przyznaj, że ci się podobało.
Czarownica wywróciła oczami. Racja, może i… to
było ciekawe doświadczenie, ale nie mogła powiedzieć, że jej się podobało.
Przecież ten pocałunek nic nie znaczył. Zwykły żart – czy jakkolwiek można by
to nazwać. Nie niósł za sobą większego znaczenia. Przynajmniej w takim żyła
przekonaniu…
– Nie czułam niczego specjalnego –
przyznała. – No, może poza czekoladowym kremem, którym chcąc czy też nie
zostałam wysmarowana…
– Żadnej iskry, chemii, uczucia,
czegokolwiek? – Jenn nie ustępowała, wyglądając na coraz bardziej zdesperowaną.
– Przestań. Przecież Josh i ja… – zaczęła z
westchnieniem, ale właśnie wtedy przez okno wleciała przynosząca wiadomość
sowa, tym samym przerywając jej wypowiedź. – To od Sol – stwierdziła,
spoglądając na kopertę.
– Skąd wiesz, że to od niej?
– Miała mi wysłać plan dzisiejszej nocy –
wytłumaczyła z uśmiechem.
– Powiesz mi w końcu, o co chodzi z tym
planem? Co ma być w nocy?
– Obiecasz, że nie wygadasz?
Jennifer cicho westchnęła.
– Za kogo ty mnie masz?
– Jakby nie patrzeć, jesteś prefektem.
– Ale także twoją przyjaciółką – uściśliła.
– Wiem. No dobra, powiem ci – oznajmiła w
końcu i spojrzała na rudowłosą. – Organizujemy nocny piknik.
– I to jest to, o czym nie chcieliście mi
powiedzieć? – zapytała.
– Nie wiedzieliśmy, jak zareagujesz. To, co…?
Piszesz się?
– Ty się jeszcze pytasz? – niemal krzyknęła.
– Jasne, że tak.
– To świetnie! Teraz musimy zorganizować
prowiant.
– Na co więc czekamy? Idziemy.
– Nie sądziłam, że będziesz tak się do tego
palić.
– Uwierz, że ja też nie – przyznała. – A tak
w ogóle to, kto będzie?
– Poza nami jeszcze Sol, Luna, Michael i
kilku chłopaków z Gryffindoru.
– To będzie ciekawa noc…
– Żebyś wiedziała – Kat puściła jej oczko.
Po dziesięciu minutach dziewczyny obładowane
jedzeniem i napojami, szły przez błonia, na miejsce, gdzie miał odbywać się
nocny piknik. W oddali było widać czarne sylwetki siłujące się z wielkim
kawałkiem materiału.
– Mówiłem, że źle to robimy!
– A to moja wina, że nie dali do tego żadnej
instrukcji?!
– Czy ty chcesz mieć instrukcję do
rozkładania koca piknikowego?!
– Przecież widzisz, że ten materiał nie chce
z nami współpracować!
Przyglądający się całej sytuacji Leon
podszedł do przyjaciół i lekko się uśmiechnął.
– Panowie, pozwólcie – zdziwieni Josh i
Aaron posłusznie oddali mu koc. Tymczasem blondyn rzucił materiał na ziemię i
zaczął mówić sam do siebie. – Ten róg idzie tutaj, ten tutaj… nie, odwrotnie.
Ten tutaj, a ten… – popatrzył zrezygnowany na pękających ze śmiechu chłopaków.
– Dobra, poddaję się.
– Znalazł się pan ekspert – Aaron i Josh nie
mogli powstrzymać śmiechu.
– No ładnie! – chłopaki na dźwięk tego głosu
lekko się przestraszyli… – To my tu idziemy obładowane jedzeniem, mając
nadzieję, że będziemy miały to gdzieś położyć, a wy się obijacie?! – krzyknęła
zdenerwowana Katniss.
– Nie bij! – Josh zasłonił twarz dłońmi
patrząc jak skarcone szczenię. Katniss nie mogła powstrzymać myśli, że Josh
wygląda wręcz przekomicznie.
– Chciałabym, ale na twoje
szczęście ma zajęte ręce – spojrzała na kulkę koca, która leżała tuż przed nią,
po czym bez uprzedzenia wepchnęła Joshowi do rąk cały prowiant, jaki niosła. –
Jenn, daj jedzenie Joshowi. Niech robi coś pożytecznego, a ty, Aaron i Leon
chwytacie każdy za jeden róg koca.
– Ten koc jest jakiś dziwny… nie daje się
rozłożyć – jęknął Josh pod naporem trzymanego jedzenia.
Po niecałych dwóch minutach koc posłusznie
leżał pod rozłożystym drzewem. Chłopcy nie ukrywali swojego zdziwienia.
– I to było takie trudne?
– Tak – Gryfoni odpowiedzieli chórem.
– Mogę już odłożyć to jedzenie? Ręce mi
zaczęły drętwieć… – jęknął Josh.
– Skoro musisz – zachichotała Kat, widząc jego
męczeńską minę.
Po niespełna dziesięciu minutach dołączyli
Michael, Luna, Sol oraz dwie dziewczyny, które zostały przydzielone do
Slytherinu.
– Nie gniewacie się, że je przyprowadziłam?
– spytała Luna. – Chciałam im pokazać, jak się tu zabawiamy – mówiąc to,
puściła oczko do chłopaków.
– Pewnie, że nie! – Weber niemal krzyknął. –
Przy okazji, jestem Josh – ukłonił się szarmancko przed dziewczynami, przez co
te cicho zachichotały.
– Nie rób z siebie większego błazna niż
jesteś – powiedziała z uśmiechem Katniss.
– Dla ciebie to ja mogę być błaznem całe
życie.
Nagłe wyznanie chłopaka spowodowało, że
szatynka teatralnie wywróciła oczami.
Tymczasem Aaron ostrożnie do niej podszedł i
szepnął jej na ucho.
– Nie daj się nabrać na jego czułe słówka…
To diabeł w ludzkiej skórze.
Katniss wybuchnęła śmiechem.
– Co cię tak bawi? – Josh zapytał zaraz
potem. – Aaron, coś ty jej znowu powiedział?!
– Ja? Zupełnie nic…
– Już ja cię…
Josh chciał podejść szybkim krokiem do
przyjaciela, ale ten niespodziewanie zaczął uciekać. W mgnieniu oka gra w berka
zamieniła się w prawdziwą gonitwę. Pech chciał, że na drodze Aarona stanęła
zdezorientowana Jennifer. Chłopak niespodziewanie się potknął i wpadł na nią z
impetem, przez co ich usta spotkały się w przypadkowym pocałunku. Nie pomógł
również fakt, że wkrótce wpadł na nich Josh, który miał niemały problem z
wyhamowaniem. W ten sposób cała trójka wylądowała w lodowatej wodzie.
Chwilę później dało się słyszeć zdenerwowany
głos Jennifer.
– Josh, zabieraj te ręce!
– Ale to nie moje – upierał się. – Mam tylko
dwie i trzymam je przy sobie, kochana.
W tym momencie wzrok rudowłosej powędrował
na wciąż leżącego na niej Aarona.
– Zboczeniec – rzuciła sucho, zrzucając go z
siebie.
Tymczasem Josh wyszedł już z Jeziora,
ściągnął swój przemoczony T-shirt i popatrzył na przyglądającą mu się Katniss.
Bez zawahania ruszył w jej stronę, co lekko ją zaniepokoiło.
– Nie zbliżaj się – nakazała mu. – Jesteś
cały mokry!
– I cholernie mi zimno – przyznał. – Wiesz,
że podobno najlepsza metoda na ogrzanie organizmu to przytulenie się do drugiej
osoby?
Szatynka cofnęła się o kilka kroków i
wyciągnęła ręce przed siebie, dając chłopakowi do zrozumienia żeby się
zatrzymał.
– Josh, błagam…
– Chyba nie chcesz żebym zamarzł, prawda? –
zapytał z łobuzerskim uśmiechem i ruszył w pogoń za uciekającą dziewczyną. Był
od niej szybszy, więc złapanie jej nie trwało długo.
– Puść mnie! – krzyczała, próbując wyrwać
się z jego objęć. – Jesteś lodowaty!
Chłopak głośno się roześmiał.
– Za to ty niesamowicie gorąca – przyznał,
nie przestając się uśmiechać.
Mimo wszystko czarownica w dalszym ciągu nie
chciała się uspokoić i cały czas niemiłosiernie się wierciła.
– Idioto, przez ciebie moja bluzka jest
teraz cała mokra – krzyczała.
– Zawsze możesz ją ściągnąć.
Propozycja chłopaka jeszcze bardziej
rozzłościła Katniss. Jednak zdając sobie sprawę z tego, że nie da rady
wyswobodzić się z więżących ją ramion, wreszcie się uspokoiła.
Josh uśmiechnął się z satysfakcją.
– Kocham cię, wiesz? – rzucił żartobliwie i
z zaciekawieniem obserwował jak twarz czarownicy przybiera wręcz buraczany
kolor.
– Zamknij się, Weber…
W tym samym czasie przyglądające się
wszystkiemu Ślizgonki popatrzyły na Lunę z niemałym zdziwieniem.
– Więc… to tak się tutaj „zabawiacie”? –
zapytała jedna z nich.
Blondynka podrapała się po głowie.
– Taa… Mniej więcej.