piątek, 19 sierpnia 2016

Rozdział czwarty. Konsekwencje (nie)przemyślanych działań

    Wszyscy uczestnicy nocnego pikniku leżeli na błoniach, podziwiając gwiazdy. Co chwilę można było usłyszeć szum liści z Zakazanego Lasu przerywany donośnym śmiechem szóstoklasistów.
   – Korzystając z okazji, że opróżniliśmy już jedną z butelek, zagrajmy w jakąś grę – Josh zaproponował z tajemniczym uśmiechem.
   Wszyscy zgodzili się bez choćby najmniejszego zawahania.
   – A zatem – chłopak odchrząknął nieco teatralnie i położył butelkę na odwróconym do góry dnem koszyku. – Każdy zakręci tylko raz. Ten, na kogo wypadnie, będzie musiał wybrać: pytanie lub wyzwanie. Jeżeli ktoś złamie zasady, pije kolejkę. Zaczynamy! – krzyknął entuzjastycznie i tym samym zaczął grę.
   Szyjka butelki wskazała na Jennifer.
   – Kto by pomyślał… – czarodziej uśmiechnął się łobuzersko i wywołał ciarki na plecach dziewczyny. – Pytanie czy…wyzwanie?
   – Pytanie – odpowiedziała po krótkiej chwili ciszy.
   Josh udał głębokie zastanowienie. Po upływie kilku sekund krzyknął odkrywcze „eureka” i klasnął w dłonie.
   – Jak ma na imię chłopak, który ci się podoba?
   Rudowłosa zmierzyła go zabójczym spojrzeniem. Co ten palant w ogóle sobie myślał?
   – Znasz zasady – ponaglił ją. Uśmiech nawet na chwilę nie znikał z jego twarzy.
   Jennifer sięgnęła po kieliszek wypełniony alkoholem, niespiesznie podniosła go do ust i jeszcze raz zerknęła w stronę Josha.
   Zachęcił ją ruchem dłoni, dając do zrozumienia, że nie mają na to całej nocy.
   Kilka sekund później kieliszek był już pusty.
   – Zuch dziewczyna!
   – Pożałujesz, Weber…
   – Tak, tak – zbył ją krótką odpowiedzią i wskazał na butelkę. – Twoja kolej.
   Nie wiedział, jak to zrobiła, ale tym razem wypadło właśnie na niego.
   – Wyzwanie – oznajmił od razu, nie czekając nawet na propozycję wyboru.
   Jennifer podrapała się po głowie. Nie podejrzewała, że okazja na zemstę przyjdzie tak szybko, więc nie miała szansy na odpowiednie i szczegółowe przygotowanie jakiejkolwiek zemsty.
   Ostatecznie postanowiła wybrać delikatny podstęp. Wiedziała, że Josh bez zawahania wykona to zadanie, ale właśnie tego oczekiwała. Chciała przekonać swoją najlepszą przyjaciółkę, że nie jest ze sobą do końca szczera…
   – Pocałuj Katniss – wypaliła nagle, przez co szatynka otworzyła szeroko oczy.
   Josh wydawał się mniej zmartwiony i od razu przystąpił do wykonania zadania. Odwracając się do siedzącej po jego prawej stronie Katniss, skradł jej szybkiego całusa.
   – To miał być pocałunek?! – Jennifer zaśmiała się kpiąco. – Myślałam, że stać cię na więcej.
   – Jenn! – Katniss odezwała się natychmiast, wyrażając swój sprzeciw. Nie wiedziała, że jej przyjaciółka posunie się do takich działań i musiała przyznać, że była w niemałym szoku. Nawet, jeżeli nie pierwszy raz jej usta spotykały się z ustami Josha.
   – Znasz zasady, Weber – rudowłosa rzuciła kąśliwie, zupełnie ignorując narzekania szatynki.
   Czarodziej znowu odwrócił się w swoją prawą stronę.
   – Mogę? – zagadnął z zachęcającym uśmiechem.
   – A może jednak kieliszek? – zapytała z resztką nadziei w głosie.
   – Jesteś lepsza niż alkohol.
   Po wypowiedzianych słowach Josh bez zawahania złożył na ustach czarownicy nieprzesadnie namiętny pocałunek i zaraz potem odwrócił się w stronę Jennifer.
   – Zadowolona?
   Rudowłosa spojrzała na czerwoną po korzonki włosów przyjaciółkę i wiedziała już, że jej plan się powiódł.
   – Usatysfakcjonowana – przyznała z uśmiechem. – Twoja kolej, Weber.
   Butelka wybrała Lunę.
   – Gdybyś miała wylądować z jakimś chłopakiem na bezludnej wyspie bez magii, to, z kim?
   – Nathan… Concordia – odpowiedziała, lekko się rumieniąc.
   – Ciekawie, ciekawie – Josh przyznał, przeciągając każde słowo. Zaraz potem wskazał na butelkę.
   Wypadło na Michaela.
   – Jak daleko zaszliście z Sol? – zapytała bez zawahania.
   Po usłyszanych słowach chłopak o mało, co nie udławił się kanapką, którą właśnie konsumował. Po złapaniu wzroku swojej dziewczyny, sięgnął po kieliszek i wychylił go jednym haustem.
   Oczywiście jego decyzja wywołała niemałe poruszenie wśród grupy znajomych, ale ostatecznie wszystko ucichło, gdy czarodziej zakręcił butelką.
   Tym razem przyszła kolej na Leona.
   – Istnieje dla ciebie inna miłość niż książki?
   Chłopak zastanawiał się przez dłuższą chwilę, aby finalnie zaprzeczyć ruchem głowy. Aaron nie chciał mu uwierzyć, ponieważ wiedział o kilku rzeczach, które dla reszty wciąż pozostawały tajemnicą. Niestety blondyn był nieugięty.
   Zabawa trwała w najlepsze i wszyscy wręcz wzorowo wywiązywali się z wyzwań i odpowiadali na pytania zgodnie z prawdą. Wkrótce został tylko Aaron.
   Greg popatrzył na niego z zastanowieniem i w końcu zapytał:
   – Kto wykonał pierwszy krok: ty czy Arlene?
   Chłopak lekko się zdziwił. Spodziewał się różnych pytań, ale na pewno nie tego. On i Arlene Kimble byli parą od ponad dwóch lat. Ich związek, tak jak każdy, miewał swoje wzloty i upadki, jednak nikt nigdy się tym nie interesował.
   Aaron sięgnął pamięcią do dnia, w którym wszystko się zaczęło. Kto wykonał pierwszy krok? Nie miał pojęcia. Nie wiedział, czy to on zaprosił ją na randkę, czy ona zasugerowała, że mogliby stworzyć coś więcej. A co jeżeli…
   – Aaron? – Josh wyrwał go z zamyślenia. Właśnie wtedy chłopak zorientował się, że wszyscy patrzą na niego z wyczekiwaniem.
   – Arlene – powiedział w końcu. Nawet, jeżeli mijał się z prawdą.

   Gra w butelkę dobiegła końca, niedługo potem zniknęły wszystkie przekąski a także alkohol. Mimo to szóstoklasiści nie przerywali swojej zabawy. Wszystko układało się wręcz idealnie dopóki nie usłyszeli za swoimi plecami dobrze znanego im głosu dyrektora Albusa Dumbledore’a.
   – Proszę, proszę, proszę… – zaczął z pozornym spokojem. – Widzę, że nawet panna Aithne i panna Herbivicus pozwoliły sobie na złamanie zasad – zaważył. – Cała jedenastka, w trybie natychmiastowym, ma znaleźć się w moim gabinecie. Bez wyjątków!

   W gabinecie dyrektora panowała nienaturalna cisza. Nikt nie miał odwagi by odezwać się, choć słowem.
   – Może mi ktoś wytłumaczyć, czemu w środku nocy zabawialiście się nad jeziorem? A może powiecie mi, kto wymyślił ten cały piknik? – spytał profesor Dumbledore, spoglądając na zebranych znad swoich okularów.
   Nikt nie chciał nic powiedzieć, a zwłaszcza nie chcieli wydać organizatora tego niezapomnianego pikniku.
   – W takim razie, skoro nikt nie chce się przyznać, ani powiedzieć, kto to zorganizował, wszyscy poniesiecie konsekwencje. Zaraz po śniadaniu macie się u mnie stawić. Wszyscy będziecie sprzątać bibliotekę. Pani O’Sullivan przydzieli każdemu z was odpowiednie zadanie. A teraz do łóżek. I nie myślcie sobie, aby wracać dzisiaj nad jezioro.
   Uczniowie wyszli z gabinetu mówiąc ciche „dobranoc”.
   – Ach ta dzisiejsza młodzież…

   Mimo wczesnej godziny Wielka Sala była wypełniona przez uczniów. Większość z nich tryskała energią, jednak pewna grupka osób nie była w stanie wykrzesać z siebie, choć odrobiny entuzjazmu.
   – Więcej nie piję – Jennifer powiedziała ledwo słyszalnym głosem i westchnęła głęboko, wypuszczając powietrze ze swoich płuc.
   – Nawet nie wspominał o piciu – poprosiła Katniss, chwytając się za bolącą głowę.
   Brynn Gorawen przyglądał im się z rozbawieniem.
   – Podobno takie mądre, a nie wiedzą, że łamanie zasad ma swoje konsekwencje – uśmiechnął się z wyższością.
   – Brynn… – szatynka wymówiła jego imię ostrzegawczym tonem. – Jeżeli zaraz się nie zamkniesz, uciszę cię siłą…
   – Grozisz mi? – zapytał z oburzeniem.
   – To nie groźba, to obietnica – posłała mu piorunujące spojrzenie i poczuła lekką satysfakcję widząc jego lekkie zdziwienie.
   – Proszę już wszystkich o spokój – w wielkiej Sali rozbrzmiał tubalny głos profesora Dumbledore’a. – Cieszę się, że mimo tak wczesnej godziny, przybyło tak wiele osób. Mam wam do przekazania bardzo ważną informację. Wczorajszego wieczora otrzymałem sowę od dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa Ilvermorny w Stanach Zjednoczonych. Zaproponował, aby zorganizować wymianę uczniów z naszej szkoły, z Instytutu Durmstrang oraz z Akademii Magii Beauxbatons. Wymiana będzie trwała sześć miesięcy. Z każdej szkoły pojedzie ośmiu uczniów. Jako, że będzie to pierwsza taka wymiana, pojadą uczniowie z klasy czwartej wzwyż. Do tego czasu nauczyciele będą się uważnie przyglądać waszym poczynaniom. Jednakże, ostateczną decyzję podejmę ja. Równo za miesiąc, dowiecie się, kto wyruszy w tą podróż. Nie przedłużając, życzę wam powodzenia oraz smacznego.

Aaron przeciągnął się leniwie i oparł łokcie na stole. Nie miał pojęcia, że zwykły piknik może mieć takie nieoczekiwane zakończenie… Mimo wszystko cieszył się, że mógł w nim uczestniczyć i spotkać się ze swoimi przyjaciółmi. Choć teraz trochę bolała go głowa, niczego nie żałował.
– Słyszałam, że nieźle się wam dostało… – powiedziała z uśmiechem siadająca obok niego Arlene.
– Bardzo zabawne…
– Oj, przestań. Chyba nie było aż tak źle, prawda?
Czarodziej cicho westchnął.
– Jedyne, na co mam teraz ochotę to bliskie spotkanie z moim łóżkiem – przyznał. – Chcesz mi potowarzyszyć?
Arlene delikatnie się uśmiechnęła i spojrzała na przysłuchującego się rozmowie Josha.
– O ile nie zapomnicie o tym, że jestem w pokoju, nie mam nic przeciwko.
– Zawsze możesz umówić się z Katniss i pozwolić nam na trochę prywatności – zaproponowała.
Tymczasem Aaron ogarnął wzrokiem przegadujących się krewnych i cicho westchnął. Zaraz potem objął Arlene swoim ramieniem.
– Mam lepszy pomysł – stwierdził zadowolony. – Zapraszam cię na randkę. Jutro wieczorem. Wieża astronomiczna. Co ty na to?
– Tam będzie bezpieczniej – Josh podpowiedział jej głośnym szeptem i zaraz potem wybuchnął śmiechem, kiedy spotkał się z jej piorunującym spojrzeniem.
– Zgoda – czarownica odpowiedziała, odwracając się z powrotem w stronę Aarona i zdobyła się na delikatny uśmiech. – Jutro wieczorem, w wieży astronomicznej. Jesteśmy umówieni.  

    Wszyscy ukarani stawili się na swoją karę. Pani O’Sullivan nie była dla nich tak łaskawa jakby się zdawało. Jennifer i Leon musieli przepisać starożytne zwoje, które były na skraju użyteczności. Aaron i Josh bez pomocy magii przestawiali regały w bardziej dostępne miejsce. Reszta miała trochę więcej szczęścia. Musieli tylko ścierać kurz z przeniesionych już regałów oraz umyć podłogę a także wszystkie krzesła i stoliki.

   Katniss i Josh przechadzali się przez lekko przyciemnione błonia. Po wyczerpującej pracy czarodziej zaproponował swojej towarzyszce niedoli relaksujący spacer i niemalże od razu spotkał się z aprobatą.
   Zatrzymując się przy jeziorze, szatynka głęboko westchnęła.
   Czy była zmęczona? O tak! Jedyne, o czym teraz marzyła to gorąca kąpiel i błogi sen. Chciała jak najszybciej zrealizować swój genialny plan, ale Josh skutecznie jej to uniemożliwiał.
   Racja, nie musiała godzić się na spacer o tak późnej porze, jednak mimo wszystko postanowiła wyciągnąć z czarodzieja kilka informacji. A właściwie tylko jedną – najistotniejszą.
   Odwracając się w jego stronę, dostrzegła, że uważnie jej się przyglądał.
   – Coś nie tak? – zapytała.
   – Skąd.
   Jego uśmiech wzbudził w niej swego rodzaju niepokój. Nie chodziło o to, że zaczęła się go bać. Absolutnie nie. W zamian za to poczuła nieznośne ciepło rozchodzące się wewnątrz jej ciała. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje.
   Czym prędzej odwróciła się z powrotem i znowu patrzyła na taflę jeziora.
   Josh postanowił wykorzystać zaistniałą sytuację i podszedł jeszcze bliżej. Tym razem zatrzymał się tuż za jej plecami.
   Katniss nie mogła dłużej wytrzymać rodzącego się między nimi napięcia.
   – Dlaczego mnie pocałowałeś? – wypaliła nagle, wciąż pozostając w bezruchu. – Najpierw na śniadaniu, a potem aż dwa razy na nocnym pikniku… dlaczego?
   Chłopak znowu lekko się uśmiechnął.
   Mógł powiedzieć prawdę albo zbyć ją krótką odpowiedzią. Nie chciał jej okłamywać, ale nie przypuszczał, że właśnie dzisiaj będzie musiał spowiadać się ze swoich wybryków.
   Leniwie wypuścił powietrze ze swoich płuc i delikatnie objął swoją towarzyszkę. Poczuł, że lekko się wzdrygnęła, ale najwidoczniej nie zamierzała go odpychać.
   – Chciałbym ci coś powiedzieć – oznajmił w końcu.
   – Zamieniam się w słuch.
   Zachęcony jej słowami, oparł podbródek na jej lewym ramieniu i zaczął swoje wyjaśnienia.
   – Kiedy przyszedłem do tej szkoły, byłem tylko zwykłym dzieciakiem, który nie znał tutaj prawie nikogo. Po dość krótkim czasie wszystko zmieniło się nie do poznania i mogłem określić się, jako „popularny uczeń”. Szczególnie wśród dziewczyn, które od początku trzeciej klasy wręcz nie dawały mi spokoju. Nie wiedziały, że od pierwszego dnia pobytu w Hogwarcie moje myśli zajmowała, i dalej zajmuje, tylko jedna osoba – zaśmiał się cicho. – Może nie wyglądam, ale jestem bardzo nieśmiałym chłopcem.
   Katniss uwolniła się z jego objęć i obróciła się przodem do niego. Miał niesamowicie spokojny wyraz twarzy. I wciąż nie przestawał się uśmiechać.
   – Wygląda na to, że jestem w tobie beznadziejnie zakochany – przyznał, przekrzywiając swoją głowę i wciskając ręce do kieszeni spodni. – Dlaczego cię pocałowałem? Zgaduję, że nie mogłem się powstrzymać, mając cię tak blisko siebie – dodał po chwili, kolejny raz obejmując ją w talii. – Co ty na to? Usatysfakcjonowana odpowiedzią?
   Czarownica zamrugała kilkukrotnie, kompletnie ignorując to, że ponownie się do niej zbliżył.
   – Jak możesz być tak spokojny, wyznając komuś miłość? – zapytała z niedowierzaniem.
   – To tylko gra, Kat. W środku jestem jak rozsypana układanka, której nijak nie można poskładać. Do tego cały czas trzęsą mi się ręce. Dlatego trzymam je za twoimi plecami.
   – Podsumowując. Zakochałeś się we mnie od pierwszego wejrzenia, ale byłeś zbyt nieśmiały żeby to przyznać, więc czekałeś aż pięć lat i w końcu postanowiłeś wykonać pierwszy krok po tym jak rzuciłam w ciebie ciastem?
   Szatynka roześmiała się na głos, wyobrażając sobie wspomnianą sytuację.
   – Uważasz, że to zabawne? – droczył się z nią.
   – Nie, Josh. Uważam, że to urocze.
   Po wypowiedzianych słowach Katniss położyła swoje dłonie na klatce piersiowej chłopaka i spojrzała mu w oczy.
   – Teraz jest ten moment, w którym zadajesz mi kluczowe pytanie i całujesz mnie po otrzymaniu mojej odpowiedzi – doradziła rozbawiona i czekała na jego kolejny ruch.
   Josh odchrząknął teatralnym gestem.
   – Katniss Connors… – zaczął z przesadną powagą.
   – Tak?
   – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się oficjalnie zostać moją dziewczyną?
   Czarownica udała głębokie zastanowienie. Myśląc o ostatnich zachowaniach tego nieokiełznanego chłopaka, nie mogła przypuszczać, że kryje się za tym długo skrywane uczucie.
   Jeżeli miała być szczera, musiała przyznać, że nagłe wyznanie bardzo ją zdziwiło, ale jednocześnie sprawiło jej ogromną radość. W końcu, kto by pomyślał, że przebojowy Josh Weber wybierze właśnie ją…
   – Oczywiście, że tak – odpowiedziała w końcu i po niedługiej chwili ich usta spotkały się w niezwykle czułym pocałunku.
   Tym razem bez choćby najmniejszego zaskoczenia.

   Aaron pojawił się w wieży astronomicznej z piętnastominutowym spóźnieniem. Od razu przeprosił za to swoja partnerkę i cmoknął ją w policzek na powitanie.
   – Co tym razem? – Arlene zapytała z lekkim rozbawieniem, będąc przyzwyczajoną do braku punktualności chłopaka.
   – Nic poważnego. Chciałem zrobić się dla ciebie na bóstwo.
   Czarownica roześmiała się na głos. Tak, Aaron z pewnością miał bujną wyobraźnię…
   – Jak bawiłeś się na wczorajszym pikniku? – zręcznie zmieniła temat rozmowy.
   – Dalej trochę boli mnie głowa, ale poza tym wspominam wszystko z uśmiechem. Josh jak zwykle okazał się gwiazdą wieczoru…
   Czarodziej pokrótce opowiedział jeszcze o grze w butelkę i zakończeniu zabawy. Rzecz jasna pominął drobny incydent z Jennifer. Nawet, jeżeli był tylko zwykłym wypadkiem.
   Zresztą, miał dziewięćdziesięcioprocentową pewność, że nikt poza Joshem nie zwrócił na to uwagi, ponieważ żaden z uczestników pikniku nie raczył rzucić jakimkolwiek komentarzem na ten temat.
   – A jak tobie minął wieczór? – Aaron zapytał zaraz po skończonej odpowiedzi i przysunął się nieco bliżej Arlene, następnie obejmując jej smukłą talię.
   – Na pewno nie tak ekscytująco jak tobie – przyznała, zdobywając się na lekki uśmiech. – Trochę się pouczyłam, a potem poszłam spać. Nic nadzwyczajnego.
   Kąciki ust chłopaka podjechały delikatnie do góry.
   – W zamian za to zadbam, aby ten wieczór był pełen wrażeń, o których długo nie zapomnisz…
   Po wypowiedzianych słowach szatyn złożył na ustach czarownicy subtelny pocałunek, który z każdą kolejną sekundą stawał się coraz bardziej namiętny. Z trudem oderwał się od kuszących bladoróżowych ust, aby zaczerpnąć trochę powietrza. Jednak zaraz potem znowu spotkał się ze spragnionymi wargami dziewczyny. Przez chwilę chciała się od niego odsunąć, ale szybko zmieniła zdanie. Jej ręce powędrowały na umięśnioną pierś chłopaka, a on objął ja jeszcze mocniej i przyciągnął do siebie, nie pozwalając na ucieczkę.
   – Udusisz ją, Drauffen – usłyszał za swoimi plecami dobrze znany mu głos i odsuwając się od ust Arlene, oparł głowę na jej lewym ramieniu.
   Z jednej strony był wściekły na Josha, ale z drugiej – cieszył się, że jednak postanowił im przerwać. Jeszcze chwila i na pewno nie mógłby przestać, a wtedy wszystko potoczyłyby się w zupełnie innym kierunku…
   Tymczasem Arlene przyjęła zakłopotany wyraz twarzy, przez co Weber parsknął niekontrolowanym śmiechem.
   – Zawstydzona? – nie dowierzał.
   Aaron w końcu odwrócił się w stronę przyjaciela i zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem.
   – Po co tu przylazłeś? – rzucił z pretensją.
   – Od dziś możecie nazywać mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – wypalił nagle.
   – Jakaś specjalna okazja? – Arlene udała zaciekawienie.
   Znała swojego kuzyna już dobre paręnaście lat i słyszała to zdanie nie po raz pierwszy, więc podejrzewała, że tym razem powód nie mógł być ważniejszy od pozostałych.
   Chłopak uśmiechnął się tajemniczo.
   – Katniss i ja oficjalnie jesteśmy parą – oświadczył z wymalowaną na twarzy satysfakcją i czekał na jakąkolwiek reakcję.
   Arlene pogratulowała mu niemal natychmiast, ale Aaron skwitował to milczeniem.
   W końcu się odważył, pomyślał z zazdrością. Chciał się cieszyć z sukcesu przyjaciela, ale zwyczajnie nie potrafił.
   – Co zrobiłeś tym razem? – zapytał w końcu. – Rzuciłeś w nią sałatką albo znowu zaproponowałeś żeby zdjęła koszulkę?
   Josh lekko się zirytował, ale wciąż nie pozwolił na wyprowadzenie się z równowagi.
   – Myślisz, że jesteś święty? – wytknął mu. – Pragnę przypomnieć, że to nie ja obmacywałem jedną z naszych wczorajszych towarzyszek. Nie wspominając już o gapieniu się na jej prześwitującą bluzkę i pocałunku…
   – Pocałunek? Prześwitująca bluzka? Obmacywanie? – Arlene skrzyżowała ręce na piersi. – Nic dziwnego, że wspominasz piknik z uśmiechem…
   Josh momentalnie zesztywniał. Dopiero teraz dotarło do niego, że posunął się zdecydowanie za daleko. Jednocześnie cieszył się, że wzrok nie potrafił zabijać, bo prawdopodobnie byłby już martwy.
   – Arlene, nie denerwuj się – próbował jeszcze uratować sytuację. – To wszystko moja wina. Gdybym nie…
   – Daruj sobie – dziewczyna przerwała mu stanowczo. – I lepiej zostaw nas samych.
   Czarodziej niechętnie spełnił polecenie kuzynki i po chwili zniknął z widoku.
   Aaron zmierzył się z wymownym spojrzeniem szatynki. Nie musiał być geniuszem, aby zgadnąć, że czeka na wyjaśnienia.
   Westchnął.
   – Zaczęło się od zwykłych żartów. Jak zawsze – przyznał. – Josh się na mnie wkurzył i ruszył w moim kierunku, a ja zacząłem przed nim uciekać. Niedługo potem zamieniło się to w niezłą gonitwę i przez nieuwagę potknąłem się o jakiś przedmiot leżący na ziemi. Nie pamiętam już czy był to kamień, a może korzeń… W każdym razie straciłem równowagę i wpadłem na stojącą przy brzegu jeziora Jennifer. Zrobiłem to z niemałym impetem i… i przypadkowo ją pocałowałem – oznajmił z trudem. – Zaraz potem wpadł na nas Josh i wylądowaliśmy w wodzie. Kiedy się przewróciłem, moje ręce niefortunnie znalazły się na… na piersiach Jenn. Reszta jest już chyba mało istotna – skwitował, podnosząc na nią swój wzrok. – To tylko zwykły wypadek. Nic więcej.
   Arlene miała, co do tego mieszane uczucia. Tłumaczenia czarodzieja nie wydawały się zakłamane, ale nie mogła tak po prostu udać, że nie stało się nic poważnego. Zwłaszcza, jeżeli chodziło o Jennifer.
   – Muszę to przemyśleć – oznajmiła finalnie.
   Po wypowiedzianych słowach skierowała się do wyjścia. Aaron wsłuchiwał się w coraz mniej wyraźne kroki.
   Tak, nie ma wątpliwości, że zapewnił swojej dziewczynie niesamowite wrażenia i długo nie będzie mogła zapomnieć o tym wieczorze.
   Jednak coś podpowiadało mu, że tym razem nie był to powód do dumy…
Lydia Land of Grafic