wtorek, 15 marca 2016

Rozdział trzeci. Nowy świt

   Minęło sześć lat odkąd Jennifer otrzymała list, który odmienił jej życie. Jutro zacznie szósty rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Nie żałowała jednak, że nie poszła do normalnej szkoły. Nie pasowałaby do niej. W Hogwarcie poznała pierwsze przyjaźnie, smak rywalizacji, a nawet doświadczyła pierwszych zauroczeń. Przez ten czas spędzony w szkole nauczyła się, że nawet ktoś niepochodzący z rodziny czarodziei może czuć się tam jak w domu.
   Jenn zerknęła na zdjęcie wiszące nad łóżkiem. Przestawiało dwie uśmiechnięte dziewczyny – Jenn, trzymającą w ręce odznakę prefekta domu i Kat, trzymającą odznakę kapitana drużyny. Dylan zrobił im to zdjęcie zaledwie kilka dni temu.
   – Dylan, nawet nie próbuj mnie straszyć – odezwała się nagle Jenn.
   – Skąd wiedziałaś, że to ja?
   – Tylko ty nie umiesz skradać się po cichu – uśmiechnęła się do niego.
   – Chciałem cię po prostu obudzić. Czemu odebrałaś mi tę przyjemność? – zapytał z miną zbitego psa.
   – Wolałam nie ryzykować kolejnym wrzuceniem do wanny.
   – To się zdarzyło raptem…
   – Pięć razy – sprostowała.
   – Nie moja wina, że śpisz jak zabita.
   Dylan bez pozwolenia wyciągnął się na miękkiej pościeli. Spojrzał na zdjęcie, a następnie przeniósł wzrok na oprawione w ramkę wyniki z egzaminów Jenn.
   – Wiesz, że przy tobie wychodzę na głupka?
   – Zmartwię cię, ale to nie nowość – rzuciła żartobliwie, ale zaraz potem spoważniała. – Nie dostałeś od niego żadnej wiadomości?
   Dylan lekko się wzdrygnął. Doskonale wiedział, kogo jego kuzynka miała na myśli, jednak wcale nie zamierzał pokazywać, jak bardzo to pytanie wytrąciło go z równowagi.  
   Uśmiechnął się blado i przeczesał ręką swoje delikatnie zmierzwione włosy.
   – Nic a nic – przyznał, z niedowierzaniem kręcąc głową. – Ale to przecież nic poważnego. Nie powinnaś się tym przejmować, gwiazdeczko. Poradzę sobie – dodał z uśmiechem.
   – Skoro tak mówisz..
   – Może nie mówmy o moich problemach, tylko porozmawiajmy o rzeczach przyjemnych.
   – To znaczy? – Jennifer uniosła lekko brwi i z zainteresowaniem spojrzała na leżącego obok niej kuzyna.
   – Dzisiaj wyrywamy się z mugolskiej codzienności – uśmiechnął się od ucha do ucha.
   – Przecież kiedyś żyłeś tylko w taki sposób – zauważyła.
   – Wiem. Teraz patrząc w przeszłość, zastanawiam się, jak dawałem sobie radę bez magii.
   – Nie dawałeś – rudowłosa posłała mu pozornie niewinny uśmiech. – Zawsze ratowałam ci skórę.
   – Ciekawe, kiedy? – udał oburzenie.
   – Na przykład z…
   – Nie kończ. Wiem, o kim myślisz.
   – Wybacz...
   – Zastanawiałaś się już, co chcesz robić po szkole?
   – Nie. A ty? – zapytała, opierając się na łokciach.
   – Ja chciałbym badać magiczne stworzenia…
   – Naprawdę? – zdziwiła się. – Nigdy nie sądziłam, że…
   Zanim Jennifer zdążyła dokończyć zdanie, usłyszała pukanie do drzwi.
   – Proszę – powiedziała stosunkowo cicho.
   W progu pokoju stanęła niewysoka szatynka. Pokojówka państwa Aithne, Mackenzie.
   – Przepraszam, że przeszkadzam, ale pan Aithne chciałby się z panienką zobaczyć – oznajmiła niezwykle spokojnie i prawie niezauważalnie się uśmiechnęła.
   – Dziękuję, już idę – Jennifer wygramoliła się z łóżka i zaraz potem zniknęła z widoku.
   Tymczasem pokojówka spojrzała na wciąż leżącego na łóżku nastolatka i lekko się speszyła.
   – Może przygotować paniczowi śniadanie? – zapytała nieśmiało.
   Jednak Dylan tylko się uśmiechnął, a zaraz potem wstał z łóżka i bez chwili zawahania pewnym krokiem podszedł do drzwi.
   – Potrafię przygotować kilka kanapek, Mackie – rzucił żartobliwie. – A poza tym, mam na imię Dylan, nie „panicz” – dodał z serdecznym uśmiechem, wyminął pokojówkę w drzwiach i skierował się na dół, do kuchni.
   Tymczasem w gabinecie pana Aithne, Jennifer wyczekująco patrzyła w stronę ojca i nerwowo bawiła się kosmykiem swoich rudych włosów.
   – Masz mi coś do powiedzenia? – zapytał wyczekująco i skrzyżował ręce na piersi.
   – Nie.
   – Jesteś pewna? – zapytał ponownie.
   – Oczywiście.
   – Więc jak wytłumaczysz ten tatuaż na twoim ramieniu?
   – A wiesz, że nie wiem? Jak wstałam to on już był – Jennifer wywróciła oczami i burknęła coś pod nosem.
   – Przestań stroić sobie żarty! – zagroził. – Już i tak pozwoliliśmy ci chodzić do tej szkoły dla błaznów.
   – Więc tak myślisz o mnie i o Dylanie?
   – To nie tak… - powiedział nieco łagodniej. Zupełnie jakby żałował wypowiedzianych przed chwilą słów.
   – A jak? Właśnie to przyznałeś.
   – Wiesz, że nie to miałem na myśli – upierał się.
   – Niepotrzebne mi twoje tłumaczenia. Nie musisz mnie też zawozić na dworzec. Mogę się tam deportować – po tych słowach Jennifer wyszła z gabinetu, trzaskając za sobą drzwiami.
   Kiedy zeszła do kuchni, miała nadzieję, że zobaczy tam swojego kuzyna, jednak w zamian za to musiała zadowolić się małą karteczką leżącą na stole.
Powodzenia, gwiazdeczko… – przeczytała na głos treść wiadomości i zaraz potem cicho westchnęła. – Cały Dylan – dodała z uśmiechem i usiadła przy stole.
   Spojrzała na leżący przed nią talerz kanapek, po czym sięgnęła po jedną z nich. Ledwo zdążyła przełknąć pierwszy kęs, gdy usłyszała dziwne trzaski dochodzące od strony schodów. Wychyliła się z pomieszczenia i zobaczyła swojego ojca znoszącego kufer, mruczącego pod nosem coś w stylu „ten kufer jest z roku na rok coraz cięższy”.
   Oparła się o futrynę drzwi.
   – Myślałam, że nie chcesz mieć nic wspólnego z magią.
   – Nie miałem na myśli tego, że nie chcę mieć nic wspólnego z magią. Po prostu nadal nie mogę uwierzyć w to, że ty i Dylan jesteście… inni.
   – „Inni” to chyba nie jest to słowo, którego chciałeś użyć, prawda?
   – Proszę, nie utrudniaj. Wiesz, że nie jest nam łatwo.
   – Dobrze – westchnęła. – Gdzie mama?
   – W pracy. Pojechała zbierać materiały do reportażu.
   – Znowu… – mruknęła pod nosem.
   – Mówiłaś coś?
   – Nie, nic.
   – Masz wszystko spakowane?
   – Tak

   Podróż na dworzec minęła wyjątkowo szybko. Na drodze nie było korków, a pogoda też sprzyjała wyjazdom. Jenn pożegnała się z ojcem i ruszyła w stronę barierki prowadzącej na dworzec.
   – Czemu dzisiaj musi być taki tłum? Czy ci ludzie nie mają, co robić?
   Oparła się o odpowiednią barierkę, udając, że czeka na pociąg. Gdy tłum trochę się rozluźnił, Jenn cofnęła się prosto w barierkę. Po chwili znalazła się na wymarzonym peronie. Rozejrzała się po zgromadzonych uczniach, szukając swoich przyjaciółek. Nagle zauważyła w tłumie burzę ciemnych włosów – Katniss. Gdy już miała do niej podejść, ktoś po prostu na nią wpadł, przez co oboje wylądowali na ziemi.
   – No to są chyba jakieś żarty… – powiedziała do siebie.
   – Przepraszam – po chwili rozpoznała głos Aarona. – Naprawdę mi przykro.
   Chłopak pomógł jej wstać.
   – Nic ci nie jest?
   – Nie, w porządku – odpowiedziała cicho i otrzepała swoje ubranie. –   Nie powinnam stać zaraz przy barierce.
   – To prawda, wiele ryzykowałaś stojąc tutaj.
   – Ty też mogłeś uważać jak idziesz – spojrzała na niego z ukosa. – A poza tym to mógłbyś się przywitać.
   – Przywitać? – popatrzył na nią z niemałym zdziwieniem.
   – Tak. Chyba, że wszystkie dziewczyny powalasz na przywitanie...
   Aaron zamrugał kilkukrotnie, nie dowierzając. Nie miał pojęcia, że osoba, na którą wpadł to właśnie Jennifer. W pierwszej chwili w ogóle jej nie poznał. Dopiero wtedy, gdy czarownica odwróciła się w jego stronę, zobaczył znajomą twarz i lekko się zmieszał.
   – Jennifer? Ty… Zmieniłaś się – przyznał cicho.
   – Może trochę – spojrzała w stronę pociągu. – Wybacz, ale muszę już iść.
   Kierowała się do miejsca, w którym widziała Katniss. Rozejrzała się ponownie, ale tym razem nie mogła jej dostrzec.
   Pewnie jest już w pociągu i szuka przedziału, pomyślała przelotnie.
   Szukanie przyjaciółki trwało dłuższą chwilę. Ostatecznie Jennifer znalazła jednak przedział, gdzie siedziała Katniss i dziewczyny.
   Pociąg ruszył.
   – Jenn, wreszcie jesteś – Katniss przytuliła przyjaciółkę na powitanie.
   – Jak ja za wami tęskniłam – powiedziała entuzjastycznie, po czym spojrzała na Kat. – Za tobą nie.
   – Phi – prychnęła, udając obrażoną.
   – Też cię kocham – przytuliła ją jeszcze raz i szczerze się uśmiechnęła.
   Spojrzała na zegarek.
   – Porozmawiamy później. Muszę iść na spotkanie prefektów.
   – Poczekaj, też idę – powiedziała Luna, po czym obie zniknęły w mgnieniu oka.

   Spotkanie przebiegło dość szybko, więc dziewczyny mogły wrócić do przedziału. Gdy dotarły do reszty, zauważyły, że przyjaciółki dziwnie się na nie patrzą.
   – Mam coś na twarzy? – spytała zdezorientowana Luna.
   – Dlaczego nie powiedziałyście, że jesteście prefektami? – wypaliła nagle Alexia.
   – Nie było okazji – powiedziała niewinnie Jenn.
   – To nam psuje cały plan – Sol skrzyżowała ręce na piersiach.
   – Jaki plan?
   – Teraz nie wiem czy powinnam mówić. Nie chcę zarobić szlabanu przed rozpoczęciem roku... – przyznała
   – Czy ty myślisz, że będziemy was karać? – Jennifer z niedowierzaniem pokręciła głową i lekko się roześmiała.
   – No nie wiem... Może woda sodowa uderzy wam do głowy...
   Rozmowa trwała dopóki pociąg nie zatrzymał się na stacji w Hogsmeade. Już z odległości kilku metrów można było dostrzec gajowego Hagrida i zgromadzonych wokół niego pierwszaków. Zgodnie z tradycją mieli przepłynąć jezioro łódkami. Niestety szóstoklasiści nie mogli już sobie na to pozwolić. Starsi uczniowie musieli jechać powozami. Co ciekawe, nie były one zaprzężone.
   – Gdzie jest Sol? – spytała nagle Alexia.
   – Prawdopodobnie ze swoim chłopakiem – odparła Katniss.
   Podróż powozem nie trwała długo. Nim się spostrzegły, znalazły się przed bramą Hogwartu.
   – Jesteśmy w domu.

   Rozpoczęcie roku było dość interesujące. Jak się okazało, do szkoły przeniosły się dwie nowe uczennice. Jedna z Durmstrangu, a druga z Bauxbatons. Obie trafiły do Slytherinu.
   Gdy przydział się skończył, profesor Dumbledore stanął przy mównicy.
   – Mam do powiedzenia tylko jedno słowo: smacznego! – oznajmił niezwykle entuzjastycznie i z powrotem zajął swoje miejsce.
   W tym momencie na stołach pojawiły się półmiski z różnorodnymi potrawami.
   Jednak uczniowie nie mogli przypuszczać, że po kilkunastu minutach wydarzy się coś podobnego. Josh Weber – pomysłodawca różnych żartów i prawdziwy katalizator, jeżeli chodziło o wszelkie bójki – po zajęciu swojego miejsca przy stole, przysłuchiwał się dość głośnej rozmowie uczniów Ravenclaw ze stołu obok, dotyczącej pucharu domów. Czarodzieje wspomnieli coś o wygranej i pokonaniu pozostałych. Weber nie mógł przepuścić takiej okazji. Chciał im pokazać, że mogą, co najwyżej obejść się smakiem. Chwytając leżący na jego talerzu naleśnik, bez najmniejszego namysłu wycelował nim w Krukonów.
   – Smacznego! –   krzyknął głośno i placek w mgnieniu oka wylądował na twarzy jednego z czarodziei.
   Wszystko potoczyło się bardzo szybko i niedługo potem niewinny żart zamienił się w prawdziwą bitwę na jedzenie.
   Jennifer – w obawie o to, że skończy przyozdobiona w ziemniaki i sałatę – schowała się pod jednym ze stołów. Tam postanowiła przeczekać samotnie tę niedorzeczną burzę. Jednak nie minęło kilka minut, kiedy dołączył do niej Aaron, który najwidoczniej nie uniknął jednego z pocisków.
   – To sos czy nowy rodzaj żelu? – zażartowała, chichocząc pod nosem.
   – Bardzo zabawne, Jenn… - przyznał z przekąsem i podniósł na nią swój wzrok. – Widzę, że byłaś sprytniejsza niż ja.
   – Po prostu przewidziałam, że coś, co zaczął Josh Weber nie może mieć dobrego końca.
   Czarodziej skwitował jej wypowiedź zwykłym uśmiechem, a zaraz potem usłyszał głos swojego przyjaciela, który najwidoczniej oberwał w twarz…
   – Mam lukier w oczach! – krzyknął, próbując wydostać lepiącą się substancję spod powiek.
   Dopiero, kiedy odzyskał zdolność widzenia, spojrzał na Katniss. Kąciki jego ust nieznacznie podjechały do góry.    
   – Pożałujesz tego, Kat… - oznajmił niemal natychmiastowo i zaczął gonić uciekającą dziewczynę.
   Był od niej szybszy, więc gonitwa nie trwała zbyt długo. Gdy tylko ją dopadł, uwięził ją w swoich ramionach i wcale nie zamierzał puszczać.
   – Josh! Przez ciebie cała lepię się od lukru! – krzyczała, próbując się wyrwać.
   – Zabawne – przyznał. – Mógłbym powiedzieć dokładnie to samo…
   Chłopak głośno się roześmiał. Zmotywowany tym, że Katniss wiła się w jego ramionach jak ryba na wędce, postanowił uspokoić ją w niecodzienny sposób i skradł jej szybkiego całusa. Dziewczyna natychmiast znieruchomiała.
   – Teraz nie możesz powiedzieć, że nie jestem słodki – przyznał rozbawiony, oblizując krem z górnej wargi swoich ust.
   Tymczasem Aaron, który wyglądając spod stołu, stał się świadkiem całej sytuacji, westchnął z rezygnacją i wywrócił oczami.
   – Cały Josh… – skwitował, z powrotem chowając się w bezpieczne miejsce.
   Cała zabawa nie ustępowała, dopóki rzucona przez pewnego Ślizgona – a mianowicie Blair Creve – sałatka nie wylądowała na głowie jednego z nauczycieli. Pech chciał, że trafiło właśnie na profesora Snape’a.
   Na sali momentalnie zapadła grobowa cisza. Dopiero po kilku minutach wszyscy usłyszeli stłumiony chichot Josha, który zaraz potem przerodził się w naprawdę głośny śmiech. Zapewne czarodziej nie mógł zachować spokoju na widok twarzy nauczyciela, którą w tej chwili przyozdabiał sałatkowy sos.
   – Czy coś cię rozbawiło, panie Weber? – spytał z powagą Snape, próbując pozbyć się sosu z włosów.
   – N-nie. Oczywiście, że nie – próbował opanować śmiech.
   – Pana zachowanie jednak świadczy o czymś innym.
   – Po prostu… przypomniałem sobie świetny dowcip, który usłyszałem w pociągu… – zmieszał się, widząc minę profesora. – Oczywiście opowiedziałbym go panu, ale… zapomniałem jak brzmiał.
   – Coś podobnego – Snape przeniósł wzrok na Blair. – Niech pani nie myśli, że nie zostanie pani ukarana. Razem z panem Weberem proszę do mojego gabinetu zaraz po tym jak się ogarniecie.
   – Rozejść się – powiedział stanowczo Dumbledore.

   Po skończonej kolacji wszyscy uczniowie rozeszli się do swoich pokoi, aby tam odpocząć i w końcu zasnąć. Jennifer leżała na swoim łóżku i niecierpliwie wpatrywała się w swoją przyjaciółkę – Katniss.
   Szatynka nie mogła już dłużej wytrzymać, więc zapytała, o co właściwie jej chodzi.
   – Jak to, o co?! – niemal krzyknęła. – Całowałaś się z Joshem Weberem!
   Westchnęła.
   – Poprawka: to on pocałował mnie. Zwykły całus. Nic wielkiego.
   – Kłamczucha – Jennifer zachichotała cicho. – Przyznaj, że ci się podobało.
   Czarownica wywróciła oczami. Racja, może i… to było ciekawe doświadczenie, ale nie mogła powiedzieć, że jej się podobało. Przecież ten pocałunek nic nie znaczył. Zwykły żart – czy jakkolwiek można by to nazwać. Nie niósł za sobą większego znaczenia. Przynajmniej w takim żyła przekonaniu…
   – Nie czułam niczego specjalnego – przyznała. – No, może poza czekoladowym kremem, którym chcąc czy też nie zostałam wysmarowana…
   – Żadnej iskry, chemii, uczucia, czegokolwiek? – Jenn nie ustępowała, wyglądając na coraz bardziej zdesperowaną.
   – Przestań. Przecież Josh i ja… – zaczęła z westchnieniem, ale właśnie wtedy przez okno wleciała przynosząca wiadomość sowa, tym samym przerywając jej wypowiedź. – To od Sol – stwierdziła, spoglądając na kopertę.
   – Skąd wiesz, że to od niej?
   – Miała mi wysłać plan dzisiejszej nocy – wytłumaczyła z uśmiechem.
   – Powiesz mi w końcu, o co chodzi z tym planem? Co ma być w nocy?
   – Obiecasz, że nie wygadasz?
   Jennifer cicho westchnęła.
   – Za kogo ty mnie masz?
   – Jakby nie patrzeć, jesteś prefektem.
   – Ale także twoją przyjaciółką – uściśliła.
   – Wiem. No dobra, powiem ci – oznajmiła w końcu i spojrzała na rudowłosą. – Organizujemy nocny piknik.
   – I to jest to, o czym nie chcieliście mi powiedzieć? – zapytała.
   – Nie wiedzieliśmy, jak zareagujesz. To, co…? Piszesz się?
   – Ty się jeszcze pytasz? – niemal krzyknęła. – Jasne, że tak.
   – To świetnie! Teraz musimy zorganizować prowiant.
   – Na co więc czekamy? Idziemy.
   – Nie sądziłam, że będziesz tak się do tego palić.
   – Uwierz, że ja też nie – przyznała. – A tak w ogóle to, kto będzie?
   – Poza nami jeszcze Sol, Luna, Michael i kilku chłopaków z Gryffindoru.
   – To będzie ciekawa noc…
   – Żebyś wiedziała – Kat puściła jej oczko.

   Po dziesięciu minutach dziewczyny obładowane jedzeniem i napojami, szły przez błonia, na miejsce, gdzie miał odbywać się nocny piknik. W oddali było widać czarne sylwetki siłujące się z wielkim kawałkiem materiału.
   – Mówiłem, że źle to robimy!
   – A to moja wina, że nie dali do tego żadnej instrukcji?!
   – Czy ty chcesz mieć instrukcję do rozkładania koca piknikowego?!
   – Przecież widzisz, że ten materiał nie chce z nami współpracować!
   Przyglądający się całej sytuacji Leon podszedł do przyjaciół i lekko się uśmiechnął.
   – Panowie, pozwólcie – zdziwieni Josh i Aaron posłusznie oddali mu koc. Tymczasem blondyn rzucił materiał na ziemię i zaczął mówić sam do siebie. – Ten róg idzie tutaj, ten tutaj… nie, odwrotnie. Ten tutaj, a ten… – popatrzył zrezygnowany na pękających ze śmiechu chłopaków. – Dobra, poddaję się.
   – Znalazł się pan ekspert – Aaron i Josh nie mogli powstrzymać śmiechu.
   – No ładnie! – chłopaki na dźwięk tego głosu lekko się przestraszyli… – To my tu idziemy obładowane jedzeniem, mając nadzieję, że będziemy miały to gdzieś położyć, a wy się obijacie?! – krzyknęła zdenerwowana Katniss.
   – Nie bij! – Josh zasłonił twarz dłońmi patrząc jak skarcone szczenię. Katniss nie mogła powstrzymać myśli, że Josh wygląda wręcz przekomicznie.
   – Chciałabym, ale na twoje szczęście ma zajęte ręce – spojrzała na kulkę koca, która leżała tuż przed nią, po czym bez uprzedzenia wepchnęła Joshowi do rąk cały prowiant, jaki niosła. – Jenn, daj jedzenie Joshowi. Niech robi coś pożytecznego, a ty, Aaron i Leon chwytacie każdy za jeden róg koca.
   – Ten koc jest jakiś dziwny… nie daje się rozłożyć – jęknął Josh pod naporem trzymanego jedzenia.
   Po niecałych dwóch minutach koc posłusznie leżał pod rozłożystym drzewem. Chłopcy nie ukrywali swojego zdziwienia.
   – I to było takie trudne?
   – Tak – Gryfoni odpowiedzieli chórem.
   – Mogę już odłożyć to jedzenie? Ręce mi zaczęły drętwieć… – jęknął Josh.
   – Skoro musisz – zachichotała Kat, widząc jego męczeńską minę.

   Po niespełna dziesięciu minutach dołączyli Michael, Luna, Sol oraz dwie dziewczyny, które zostały przydzielone do Slytherinu.
   – Nie gniewacie się, że je przyprowadziłam? – spytała Luna. – Chciałam im pokazać, jak się tu zabawiamy – mówiąc to, puściła oczko do chłopaków.
   – Pewnie, że nie! – Weber niemal krzyknął. – Przy okazji, jestem Josh – ukłonił się szarmancko przed dziewczynami, przez co te cicho zachichotały.
   – Nie rób z siebie większego błazna niż jesteś – powiedziała z uśmiechem Katniss.
   – Dla ciebie to ja mogę być błaznem całe życie.
   Nagłe wyznanie chłopaka spowodowało, że szatynka teatralnie wywróciła oczami.
   Tymczasem Aaron ostrożnie do niej podszedł i szepnął jej na ucho.
   – Nie daj się nabrać na jego czułe słówka… To diabeł w ludzkiej skórze.
   Katniss wybuchnęła śmiechem.
   – Co cię tak bawi? – Josh zapytał zaraz potem. – Aaron, coś ty jej znowu powiedział?!
   – Ja? Zupełnie nic…
   – Już ja cię…
   Josh chciał podejść szybkim krokiem do przyjaciela, ale ten niespodziewanie zaczął uciekać. W mgnieniu oka gra w berka zamieniła się w prawdziwą gonitwę. Pech chciał, że na drodze Aarona stanęła zdezorientowana Jennifer. Chłopak niespodziewanie się potknął i wpadł na nią z impetem, przez co ich usta spotkały się w przypadkowym pocałunku. Nie pomógł również fakt, że wkrótce wpadł na nich Josh, który miał niemały problem z wyhamowaniem. W ten sposób cała trójka wylądowała w lodowatej wodzie.
   Chwilę później dało się słyszeć zdenerwowany głos Jennifer.
   – Josh, zabieraj te ręce!
   – Ale to nie moje – upierał się. – Mam tylko dwie i trzymam je przy sobie, kochana.
   W tym momencie wzrok rudowłosej powędrował na wciąż leżącego na niej Aarona.
   – Zboczeniec – rzuciła sucho, zrzucając go z siebie.
   Tymczasem Josh wyszedł już z Jeziora, ściągnął swój przemoczony T-shirt i popatrzył na przyglądającą mu się Katniss. Bez zawahania ruszył w jej stronę, co lekko ją zaniepokoiło.
   – Nie zbliżaj się – nakazała mu. – Jesteś cały mokry!
   – I cholernie mi zimno – przyznał. – Wiesz, że podobno najlepsza metoda na ogrzanie organizmu to przytulenie się do drugiej osoby?
   Szatynka cofnęła się o kilka kroków i wyciągnęła ręce przed siebie, dając chłopakowi do zrozumienia żeby się zatrzymał.
   – Josh, błagam…
   – Chyba nie chcesz żebym zamarzł, prawda? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem i ruszył w pogoń za uciekającą dziewczyną. Był od niej szybszy, więc złapanie jej nie trwało długo.
   – Puść mnie! – krzyczała, próbując wyrwać się z jego objęć. – Jesteś lodowaty!
   Chłopak głośno się roześmiał.
   – Za to ty niesamowicie gorąca – przyznał, nie przestając się uśmiechać.
   Mimo wszystko czarownica w dalszym ciągu nie chciała się uspokoić i cały czas niemiłosiernie się wierciła.
   – Idioto, przez ciebie moja bluzka jest teraz cała mokra – krzyczała.
   – Zawsze możesz ją ściągnąć.
   Propozycja chłopaka jeszcze bardziej rozzłościła Katniss. Jednak zdając sobie sprawę z tego, że nie da rady wyswobodzić się z więżących ją ramion, wreszcie się uspokoiła.
   Josh uśmiechnął się z satysfakcją.
   – Kocham cię, wiesz? – rzucił żartobliwie i z zaciekawieniem obserwował jak twarz czarownicy przybiera wręcz buraczany kolor.
   – Zamknij się, Weber…

   W tym samym czasie przyglądające się wszystkiemu Ślizgonki popatrzyły na Lunę z niemałym zdziwieniem.
   – Więc… to tak się tutaj „zabawiacie”? – zapytała jedna z nich.
   Blondynka podrapała się po głowie.
   – Taa… Mniej więcej.
Lydia Land of Grafic