niedziela, 22 stycznia 2017

Rozdział piąty. Mecz, rozterki i nie tylko…

Na początku chciałam was zachęcić do odwiedzenia zakładki "Pytania/Rozkminy" gdzie możecie zadawać mi pytania dotyczące opowiadania lub własne teorie dotyczące jakiegoś wątku :)

Pozdrawiam,
Jenn ♥

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

   Tego dnia miał się odbyć pierwszy w tym roku mecz Quidditcha.   Naprzeciw siebie wzlecą drużyny Ravenclawu oraz Slytherinu. Od samego rana wszyscy zawodnicy chodzili poddenerwowani, chociaż jedna osoba wydawała się bardziej zdenerwowana niż reszty – Katniss Connors, szukająca Krukonów.
   – Jenn! – szatynka krzyknęła nagle.
   – Co znowu zgubiłaś?
   – Chyba nic… – odpowiedziała, nie za bardzo wiedząc, co się z nią dzieje.
   – Chyba? – Jennifer próbowała się upewnić i spojrzała podejrzliwie w stronę przyjaciółki.
   – No… boję się – przyznała ostatecznie.
   – Nie masz, czego.
   – Łatwo ci mówić! – oburzyła się. – To nie na tobie spoczywa odpowiedzialność za wygraną.
   – Jakby nie patrzeć, ścigający również mają, co nie, co do powiedzenia.
   – Nie znasz się – czarownica rzuciła na odczepne.
   – Dobrze się czujesz? – Jennifer spojrzała na Katniss grzebiącą widelcem w jajecznicy i położyła rękę na jej ramieniu.
   Szatynka przeciągle westchnęła. Więc coś na pewno było nie w porządku…
   – Nie mogę nic przełknąć – poskarżyła się. – To chyba z nerwów.
   No tak. Niedługo po śniadaniu miał odbyć się mecz Quidditcha i Katniss grała w nim dosyć istotną rolę. Rudowłosa nie wiedziała, jak pocieszyć przyjaciółkę. Nie chciała używać typowego „będzie dobrze”, bo wydawało jej się, że to tylko sztuczny zwrot bez żadnej mocy sprawczej.     
   Kiedy już traciła nadzieję i przede wszystkim wszelkie pomysły, kątem oka zobaczyła kogoś, kto mógł jej pomóc. Czarownica klepnęła go w ramię i porozumiewawczym wzrokiem dała do zrozumienia, że potrzebuje wsparcia. Nie musiała długo czekać.
   – Pani pozwoli… – Josh ujął dłoń Katniss i zaprowadził ją do swojego stołu. Zaraz potem usadowił ją na swoich kolanach.
   – Nie traktuj mnie jak dziecko! – oburzyła się.
   – Zachowujesz się jak dziecko, więc tak będę cię traktował – oznajmił jak najbardziej poważnie i nakłuł na widelec kawałek naleśnika. – A teraz otwieraj buzię.
   Aaron i Leon zaczęli cicho chichotać, ale spojrzenie, które posłał im Josh skuteczne ich uciszyło.
   – Przeżuj. Nie chcę żebyś się udławiła…
   – Josh!
   – Nie marudź tylko wcinaj. No już – z tymi słowami podał jej kolejny kawałek. – Zuch dziewczyna!
   – Jesteś okropny – wymamrotała.
   – Mama nie uczyła cię, że nie wolno mówić z pełną buzią? Katniss, ile ty masz lat? – droczył się z nią.
   – Może jeszcze dasz jej śliniaczek i będziesz się bawił w „leci miotełka”? – Aaron zapytał rozbawiony i zaraz potem razem z Leonem wybuchnęli salwą śmiechu.
   Czarodziej starał się być opanowany i skupić swoją uwagę wyłącznie na Katniss, ale jego przyjaciele skutecznie mu to uniemożliwiali. Cały czas dogadywali lub szeptali coś między sobą, patrząc w ich stronę. Każda cierpliwość miała swoje granice.
   – Daruj sobie, Drauffen – chłopak niemalże syknął.
   Właśnie w tym momencie do rozmowy włączyła się Arlene.
   – Josh, on ma rację. Traktujesz Katniss jak małą dziewczynkę, która nie potrafi trzymać noża i widelca.
   – Co nie zmienia faktu, że dzięki temu zjadła śniadanie – zauważył, zadowolony z siebie i przeniósł wzrok na wycierającą kąciki ust szatynkę. – Teraz, kiedy masz już pełny żołądek, powiedz mi, co się dzieje.
   Czarownica oparła głowę na jego piersi i jeszcze raz przeciągle westchnęła.
   – Katniss…?
   – Martwię się, że nie wygramy meczu – wydukała w końcu.
   – I to wszystko?
   Czy to wszystko?! Jak on śmiał?! Od rana nie mogła skupić swoich myśli na niczym innym, trzęsły jej się ręce, bała się, że zawiedzie, jako zawodnik drużyny, a on tak ją podsumował? Co za tupet!
   – Czy ty uważasz, że to jakaś cholerna drobnostka?! – krzyknęła. – To nie jest zabawa tylko poważny mecz! Zastanów się zanim coś powiesz!
   Czarodziej delikatnie się uśmiechnął.
   – Przesadziłaś.
   Zaraz po wypowiedzianych słowach podniósł się do pozycji stojącej, przerzucił Katniss przez swoje lewe ramię i bezceremonialnie wyszedł z nią z Sali, wprawiając wszystkich w osłupienie.
   – Zasłużyłaś na porządnego klapsa w tyłek, moja droga – oznajmił, kiedy wreszcie postawił ją na ziemię.
   Katniss momentalnie zaczerwieniła się po korzonki włosów.
   – Ja przesadziłam?! To ty bagatelizujesz problem!
   – Dwie sprawy. Pierwsza: przestań krzyczeć. Druga: nie masz racji.
   Pan Weber i jego cholerna pewność siebie… Doprowadzał ją do szału. Najpierw traktował ją jak dziecko, a teraz uniemożliwił drogę ucieczki i zachowywał się jak wszechwiedzący pan i władca…
   Czarownica wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze z płuc, a Josh, ku jej zdziwieniu, delikatnie się uśmiechnął.
   – Tak lepiej – podsumował i położył dłonie na jej ramionach. – Posłuchaj mnie: to nie jest twój pierwszy mecz w tej drużynie. Jesteś doświadczonym zawodnikiem i wiesz, co powinnaś zrobić, kiedy szala przechyla się na korzyść rywali. Jesteś mądra, piękna i zawsze zarażasz wszystkich swoim uśmiechem. Nie pozwolę, żeby jeden głupi mecz to popsuł. Jeżeli będziesz nastawiona negatywnie, nie zdziałasz nic dobrego. Więc teraz wyobraź sobie, że masz w sobie mnóstwo pozytywnej energii i na pewno wygracie mecz – ucałował ją w czoło, a na jego usta znowu wkradł się uśmiech. – Zaufaj mi, to działa.
   Katniss poczuła się jak idiotka. Pochopnie go oskarżyła, a on tylko próbował ją rozbawić i uświadomić jej, że nie powinna przejmować się wynikiem meczu, bo to tylko pogorszy sprawę. Była głupia… Ale przynajmniej miała przy sobie kogoś, kto wierzył w nią od samego początku.
   – Dziękuję – powiedziała cicho, a czarodziej skradł jej szybkiego całusa.
   – Nie masz, za co dziękować. Tylko rozjaśniłem ci coś, o czym wiedziałaś już od dawna. Nic wielkiego – wzruszył ramionami.
   – Powinniśmy wrócić na salę? – zapytała niepewnie po chwili ciszy.
   Weber udał zastanowienie.
   – Nie. Zjadłaś śniadanie, więc nic tam po nas – przyznał. – Zabieram cię do mojego pokoju i dopilnuję żebyś zrelaksowała się przed meczem. Co powiesz na masaż? – zapytał entuzjastycznie.
   Katniss lekko się roześmiała.
   – Z przyjemnością.

   – Witam was wszystkich na pierwszym spotkaniu w tym roku szkolnym! Już dzisiaj na naszym stadionie zmierzą się drużyny Ravenclawu i Slytherinu! Kto wygra i spocznie na laurach, a kto ugrzęźnie w bagnie przegranych? – Leon Olson wskazał na kawałek stadionu, który do złudzenia przypominał błotne jeziorko. – Fakt faktem, pogoda nie dopisuje, ale to nic dla zawodników, którzy już wychodzą z szatni! Ich ubrania są idealnie dostosowane do dzisiejszej pogody, lecz czy są gotowi na mecz? – chłopak sięgnął po lornetkę, prędko przyglądając się graczom. Każdy z nich patrzył na drużynę przeciwników z rządzą mordu, ilustrując każdy ruch, próbując zgadnąć, ile ćwiczyli przed meczem i jaka jest ich szansa na wygraną.
   – Gracze, na miotły!
   – Zawodnicy wsiadają na miotły, swoją uwagę przeznaczając tylko i wyłącznie temu, co nieuniknione; dzisiejszemu meczowi, który ma przesądzić…
   – Start!
   Ryk ze strony trybun kompletnie zagłuszył słowa komentatora, który z ciekawością przyglądał się starciu. Gracze wzbili się w powietrze, a profesor Hooch wyrzuciła kafel. Zaraz za nim poleciały tłuczki. Katniss zareagowała najszybciej; wybiwszy się w górę, chwyciła piłkę Jednak w jej stronę już mknął Alexander Navel, wychylając rękę, by przejąć od niej kulę. Dziewczyna natychmiast poszybowała dalej, z trudem wymijając lecący w jej stronę tłuczek. Michael Petterson mknął tuż za nim, trzymając w jednej ręce pałkę. Zamachnął się z całej siły, jednak trafił w powietrze. Patrick Corb spojrzał na niego zwycięsko i wskazał swoją pałką na piłkę, która niewyobrażalnie szybko leciała w stronę Brendy Stinson, której Erick właśnie podawał kafel. Nim zdołała przejąć piłkę, tłuczek zaskoczył ją od tyłu, trafił prosto w plecy nieszczęśnicy. Dziewczyna zawyła z bólu, tracąc panowanie nad miotłą. Sprawę znacznie pogorszył kafel, który palnął ją prosto w czaszkę. Na trybunach rozległ się głośny jęk.
   – To zdecydowanie musiało boleć. Ale nasza kochana Brenda Stinson nie poddaje się, przełyka łzy i próbuje się jeszcze przydać…! Cóż za głupia...w sensie silna dziewczyna! Brawa dla niej!
   Na trybunach praktycznie wszyscy oglądający wstali i zaczęli klaskać, gwizdać i buczeć.
   Chaos panujący na boisku był wręcz kwintesencją smaku dla każdego z uczniów. Gdzie by nie spojrzeć, tam działo się coś ciekawego. Mała, lecz wyjątkowo zwinna Helen Megick właśnie mknęła ku obrońcy Ravenclawu, gotowa w razie, czego przejąć kafel i strzelić gola. Krukoni jednak także posiadali strategię; gdy Alexander Navel przejął kafel, Brenda Stinson, która pozostawała na boisku, pomimo silnego bólu pleców i ogromnego siniaka na twarzy, podążała tuż obok niego, irytując go i usilnie próbując przejąć kafel. Ślizgon prędko podał kafel Helen Megick, która była na to gotowa. Dziewczyna niemal od razu strzeliła gola…
   – TRAFIŁA! 10:0 dla Slytherinu!
   Widownia zaryczała, a paru Ślizgonów przybiło sobie piątkę. Brenda Stinson za namową kompanów zeszła z boiska, pozwalając pani Pomfrey na opatrzenie swoich ran.
   – Kafel wyrzuca obrońca Ravenclawu, który uważnie przyjrzał się sytuacji na boisku. Najbliżej był Erick Lander oraz Katniss Connors, tuż obok Michael Petterson właśnie odbił tłuczka, ratując tym samym szukającą Ravenclawu. Lander podał kafla do Andy’ego Lancastera. Mimo nieobecności Brendy na boisku Erick i Andy świetnie sobie radzą, omijając przeciwników. I GOL! 10:10!

   Po niespełna 40 minutach Slytherin zdobył przewagę 60 punktów.
   – Proszę Państwa, cóż to za emocjonujący mecz. 40 punktów dla Ravenclaw oraz 100 punktów dla Slytherinu. Złoty znicz nadal się nie pojawił, więc Ravenclaw ma jeszcze szanse nadrobić straty.
   Nagle na horyzoncie pojawił się złotawy poblask.
   – Czy to… Tak! Pojawił się Złoty znicz! Teraz wszystko zależy od szukających! Kto wygra tą zaciętą walkę… Connors czy Dendragon?
   Publiczność nie mogła odwrócić wzroku od szukających. Mknęli za zniczem nie zważając na to, co się wokół nich dzieje. Dreszcz emocji towarzyszył nie tylko widzom, ale i samym zawodnikom, gdyż to od nich zależał wynik. Jeszcze tylko chwila…
   – Tak! Katniss Connors złapała Złoty znicz! Ravenclaw wygrywa 190 punktami!
   Wiwatom nie było końca. Gdy tylko drużyna wylądowała na trawie wszyscy podbiegli im pogratulować. No prawie wszyscy. Satysfakcji Krukonom dodawały niezadowolone miny Ślizgonów. Josh nie czekając ani chwili dłużej, chwycił swoją dziewczynę w ramiona i zaczął się z nią okręcać, przyprawiając szatynkę o atak śmiechu.
   Jennifer nie chcąc wciskać się w tłum, aby pogratulować przyjaciółce i reszcie drużyny, stała z boku oglądając śmiejącą się dziewczynę w ramionach Josha.
   – Nie idziesz pogratulować Katniss? – zapytał znienacka Brynn.
   – Jak na razie jest zbyt zajęcia Joshem – stwierdziła rozbawiona Jennifer. – A ty, co tu robisz? Myślałam, że nie przepadasz za Quidditchem.
   – Bo to prawda. Chciałem się ciebie o coś zapytać… – na twarzy chłopaka pojawiły się lekkie rumieńce, zdradzające jego zdenerwowanie.
   – O co chodzi?
   – Może wybrałabyś się dzisiaj ze mną na mały piknik?
   – Coś jakby randka? – spytała zaciekawiona dziewczyna.
   – Można tak powiedzieć – chłopak podrapał się z tyłu głowy. – To jak?
   – Pewnie.

   W dormitorium dziewczyn panował istny chaos. Wszędzie leżały porozrzucane ubrania – od bluzek, poprzez paski, aż do sukienek. Najciekawszym faktem okazało się to, że wszystkie ubrania należały do jednej dziewczyny – Katniss Connors.
    – Jenn, doradź mi, co mam na siebie włożyć.
   Katniss stała na środku pokoju, w jednej ręce trzymając komplet składający się ze szmaragdowej bluzki na ramiączkach i białej spódniczki, a w drugiej trzymała czarno-białą sukienkę.
   – Dlaczego nie możesz ubrać się normalnie? Musisz ustroić się jak stróż w Boże Ciało? – Jennifer wywróciła oczami i wróciła do czytania książki.
   – Co sobie o mnie Josh pomyśli, gdy zobaczy mnie w „normalnym” ubraniu?
   – Że wreszcie jest jakaś odmiana – oznajmiła obojętnie. – Zwykle widzi cię albo w mundurku, albo w samej bieliźnie, albo…
   – Dobra, dobra! – Katniss krzyknęła nagle i zasłoniła przyjaciółce usta. – Rozumiem…
   Rudowłosa roześmiała się nagle.
   – Ja zastanawiam się, w czym wystąpić na randce…
   – Na czym?! – Katniss krzyknęła ze zdziwienia.
   – Brynn zaprosił mnie na randkę – przyznała.
   – Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?!
   – Jakoś wcześniej nie było okazji. Poza tym, to tylko spotkanie.
   – Tylko spotkanie?! Dziewczyno, ty idziesz na randkę! Z Brynnem!
   – Powoli zaczynam żałować, że ci o tym powiedziałam…
   – Weź się nie wygłupiaj, tylko mów, w czym masz zamiar się zaprezentować?
   – Co powiesz na to?
   Jennifer wyciągnęła z szafy białą sukienkę, sięgającą długością przed kolano.
   – Powinnaś ubrać coś bardziej seksownego.
   Jennifer spojrzała na swoją przyjaciółkę, wywracając oczami.
   – A ty powinnaś ubrać coś mniej seksownego – powiedziała zaraz potem, wskazując na krótką sukienkę szatynki.
   – Josh nie ma nic przeciwko temu, że się tak ubieram.
   – Po prostu nie chce tego przyznać, ale jest niesamowicie zazdrosny. Gdybyś tylko widziała ten wzrok, jakim mierzy każdego chłopaka, który się do ciebie zbliży…
   – Jaki wzrok?
   W otwartych drzwiach pokoju stał uśmiechnięty Josh. Obiecał swojej dziewczynie, że przyjdzie po nią dopiero za pół godziny, ale stwierdził, że zrobi jej niespodziankę i pojawi się już teraz. Przypadkiem stał się świadkiem bardzo interesującej rozmowy…
   – Zabójczy – Jennifer odpowiedziała od razu i czekała na jego reakcję jednak on tylko wzruszył ramionami.
   Po chwili do pokoju wszedł również Aaron.
   – I kto się tu jeszcze pojawi? – Katniss zapytała zirytowana, czując coraz większą niemoc.
   Nie minęła chwila, kiedy Josh zanurkował w ubraniach swojej dziewczyny, wywołując tym samym zdziwienie u wszystkich obecnych.
   – Wszystko w porządku? – zaniepokoiła się Jennifer.
   – Nic mu nie będzie – wtrącił Aaron.
   Nagle Josh z powrotem się wynurzył i spojrzał w stronę Katniss. W lewej ręce trzymał czerwony, przeszywany koronką stanik.
   – Nie przypominam sobie, żebyś taki miała…
   – Bo nie jest mój – szatynka starała się powstrzymać od śmiechu, co przychodziło jej z wielką trudnością. – Jenn… Może pochwalisz się swoim ostatnim zakupem?
   W międzyczasie Aaron zabrał Joshowi wspomnianą bieliznę. Dokładnie przyjrzał się koronkowemu znalezisku.
   – Że niby Jennifer i taki stanik? – zapytał lekko kpiącym tonem. – Nie. Nigdy w to nie uwierzę.
   – To moja sprawa, co noszę, a czego nie – mówiąc to, podeszła do Aarona i energicznym ruchem ręki wyrwała mu swoją bieliznę.
   – Zadziorna – skwitował Josh i wrócił do przeglądania ubrań. – Może znajdę tu jeszcze coś ciekawego.
   Kolejne kilkanaście minut minęło na wybieraniu odpowiedniego ubioru dla Katniss i Jennifer. Ostatecznie szatynka skończyła w czarnej sukience z czerwonymi wstawkami, a Jennifer zdecydowała się na złoto-niebieską, sięgającą do połowy ud.
   – Wyglądacie cudownie! – Josh nie ukrywał swojego zachwytu. – Prawda, Aaron?
   Josh nie doczekał się odpowiedzi.
   – Gdzie ten kretyn się podział? – rozejrzał się po pokoju, nie dostrzegając przyjaciela.
   – Wyszedł – odpowiedziała beztrosko Jennifer.
   – No trudno, sam będę musiał was, piękne panie, odprowadzić.

   Impreza w pokoju wspólnym Ravenclawu trwała w najlepsze. W końcu niecodziennie wygrywa się mecz…
   W pewnym momencie w drzwiach pojawili się Josh i jego dwie towarzyszki. Wszyscy obecni odwrócili swój wzrok w ich stronę i wręcz zaniemówili z wrażenia. Również stojący obok Arlene Aaron nie mógł wydobyć z siebie ani słowa.
   – Na co się tak patrzycie? – czarodziej zapytał rozbawiony. – Bawmy się!
   Zaraz po wypowiedzianych słowach porwał Katniss w swoje ramiona i pokazał wszystkim, jak powinien ruszać się prawdziwy tancerz. Tymczasem Jennifer balowała na parkiecie razem z Leonem.
   Świętowanie trwało w najlepsze. Nikt nie pozwalał sobie nawet na chwilę odpoczynku.
   – Odbijany – Leon klepnął w ramię Josha i przyjacielsko się uśmiechnął.
   – Jest twoja – powiedział równie uśmiechnięty, oddając Katniss w jego ręce i zaraz potem podszedł do jednego ze stołów, aby zwilżyć suche gardło.
   Nie minęła chwila, kiedy pojawił się przed nim Aaron, z podejrzanie tajemniczym wyrazem twarzy.
   – Muszę z tobą porozmawiać – stwierdził poważnie.
   – Ze mną? O czym?
   Chłopak milczał, wpatrując się w jakiś punkt ponad ramieniem przyjaciela.
   – Tylko mi nie mów, że chodzi o…
   – Tak, chodzi właśnie o nią. Myślałem, że to tylko zauroczenie…
   – Nie wiem, czy jeszcze pamiętasz, ale jesteś z Arlene.
   – Problem w tym, że od pewnego czasu nam się nie układa.
   – Ona wie?
   – Nie mam pojęcia. Może to tylko moje odczucia…
   – Lepiej żeby tak było – przyznał. – Nie powinienem mieszać się w wasz związek, ale Arlene jest moją kuzynką i nie chcę widzieć jak płacze z twojego powodu.
   – Nie mam zamiaru jej skrzywdzić. Po prostu nie wiem jak długo będę w stanie ukrywać to, o czym tak naprawdę myślę.
   – Pamiętaj, że cię ostrzegałem – powiedział surowo. – A gdzie ona w ogóle jest?
   – Źle się czuła. Wróciła do siebie.
   – Nie poszedłeś z nią?
   – Chciała być sama. Wyraźnie dała mi to do zrozumienia…
   Aaron wzruszył ramionami i znowu przeniósł wzrok nad ramię Josha. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.
   – Coś się stało?
   – Jennifer – rzucił tylko.
   – Co z nią?
   – Wymyka się z Brynnem…

   – Są piękne, prawda? – Brynn zapytał z uśmiechem, spoglądając na połyskujące na niebie gwiazdy.
   Musiał przyznać, że zaproszenie Jennifer na prywatny piknik było najlepszym pomysłem, na jaki kiedykolwiek wpadł. Pomimo tego, że dziewczyna żartobliwym tonem od razu oznajmiła „mam dość pikników na jakiś czas”, nie przestawał nalegać i ostatecznie uległa. Cieszył się jak małe dziecko, ponieważ niecodziennie mógł spędzić wieczór w jej towarzystwie.
   Rozmowy z płcią przeciwną nigdy nie należały do jego mocnych stron, ale powoli starał się przełamywać i właśnie, dlatego zdecydował, że uczczenie z Jennifer zwycięstwa Ravenclawu będzie dobrym początkiem.
   – Masz rację – rudowłosa przyznała bez chwili zawahania, a na jej usta również wkradł się delikatny uśmiech.
   Była pod wrażeniem. I nie zamierzała ukrywać, że była też zdziwiona. Brynn stanął na wysokości zadania i dokonał czegoś, co sprawiało trudność jej przyjaciołom na poprzednim pikniku. Potrafił rozłożyć koc, przygotował smaczne przekąski, zadbał o orzeźwiające napoje i przede wszystkim wybrał naprawdę piękne miejsce, w którym wspólnie mogli podziwiać ciemne niebo ozdobione tysiącami gwiazd. Czy jej zaimponował? Oczywiście! Nigdy nie pomyślałaby, że Brynn Gorawen to tak naprawdę bardzo romantyczny chłopak.
   – Więc… Za zwycięstwo Ravenclawu – oznajmił niemalże uroczyście i wzniósł do góry swoją szklankę z sokiem, znacząco spoglądając w stronę swojej towarzyszki.
   – Za zwycięstwo – Jennifer powtórzyła gest czarodzieja i upiła łyk napoju.
   Kiedy patrzyła na spokojną taflę jeziora, poczuła, że musi wypowiedzieć na głos siedzące w jej głowie pytanie.
   – Dlaczego to właśnie mnie zaprosiłeś na piknik? Przecież w Hogwarcie jest mnóstwo dziewczyn, które z chęcią przystałyby na twoją propozycję.  
   Głupiutka Jenn, pomyślał.
   – Nie bawiłbym się z nimi tak dobrze jak z tobą – przyznał bez ogródek i odgarnął z jej czoła zabłąkany rudy kosmyk włosów.
   – Doprawdy?
   – Oczywiście.
   – Nie uważam się za wyjątkową.
   Brynn lekko się uśmiechnął.
   – Każdy jest wyjątkowy na swój własny sposób. A ty zdecydowanie masz zbyt niską samoocenę, Jenn.
   Policzki czarownicy oblały się rumieńcem.
   Próbował ją poderwać? W końcu niecodziennie ktoś mówił jej, że jest wyjątkowa i zapraszał ją na dwuosobowe pikniki. Mimo wszystko ta myśl nie wywołała w niej niepokoju. Brynn był naprawdę przystojny i inteligentny. W dodatku był dobrym czarodziejem i potrafił posługiwać się magią, tak jak na to przystało. Ale jeżeli naprawdę chciał czegoś więcej? Przecież nie wysyłała mu żadnych sygnałów świadczących o tym, że jest nim zainteresowana. A może jednak… Może zrobiła to nieświadomie, a on przyjął to, jako zielone światło?
   Jennifer pokręciła głową i delikatnie się uśmiechnęła. To niedorzeczne. Brynn po prostu chciał być miły, to wszystko. Na pewno.
   – Coś nie tak? – zapytał zaniepokojony.
   – Nie, wszystko w porządku – ucięła krótko i uśmiechnęła się do niego. – Robi się późno, nie powinniśmy już wracać?
   Chłopak wyglądał na rozczarowanego. Racja, starał się to ukryć, ale Jennifer nie dała się oszukać. Mimo wszystko przystał na jej propozycję i powoli zaczął sprzątać wszystkie przekąski i starannie składać koc.
   – Odprowadzę cię – powiedział cicho, jednak zrobił to takim tonem, że dziewczyna nie była w stanie odmówić.
   – Jesteśmy w jednym domu, i tak byś mnie odprowadził – roześmiała się Jennifer.
   – Fakt – Brynn odwzajemnił uśmiech dziewczyny. – Chciałem być dżentelmenem.
   Kiedy byli już u celu, Jennifer podziękowała mu za miło spędzony czas i delikatnie się uśmiechnęła. W wyrazie twarzy Brynna dostrzegła coś, czego nie widziała nigdy wcześniej. Nie potrafiła nawet tego nazwać. Po prostu stała i patrzyła się prosto w jego oczy.
   – Ja również dziękuję – powiedział w końcu i zanim odszedł, musnął swoimi ustami jej lekko rozchylone wargi. – Dobranoc, panno Aithne…
Lydia Land of Grafic